Dolecieliśmy do Rodos. Żadna rewelacja - zazwyczaj się
dolatuje. Ale dlaczego człowiek jest taki zmęczony po podróży? Przecież nie
robi się nic, siedzi się w fotelu; fakt, że niespecjalnie wygodnym, ale bez
wysiłku większego można czytać, słuchać, gapić się na chmury lub na wodę, albo
pilnować psa żeby się w oczy stewardesom nie rzucał. Pies podróż zniósł
dzielnie na odcinku Warszawa-Ateny, do Rodos było już gorzej bo nudy straszne.
Wylazł więc z torby i zaczął przechadzać się po pokładzie. Długo to nie trwało,
natychmiast dziewczyny kazały Rona spacyfikować. A ponieważ Aegan ma wyjątkowo
miłe załogi, nie dostaliśmy kary śmierci, ba, nawet dożywocia.
Po wejściu na statek Kapitan natychmiast zaznaczył swój
teren w swojej prywatnej toalecie i już był u siebie. Ciekawe, że taki pies
zawsze znajdzie kilka kropelek, mimo że wydawałoby się że jest zupełnie
wysikany.
Po rozpakowaniu sześćdziesięciu kilogramów bagażu byliśmy
gotowi już tylko na drinka i pierwszy odcinek serialu. Kiedyś, przed erą psa,
podróżowaliśmy tylko z bagażem podręcznym. Taki mały piesek, a jakie wielkie
potrzeby!
Pracy jest tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Wszystko
się klei, lepi. Ktoś w Marinie spawał i wiatr przeniósł te maleńkie ogniste
iskry, które wypaliły maleńkie żółte ślady na całym statku. Są ich tysiące.
Bardzo trudno je usunąć. Po pierwszym dniu pracy efekty są prawie niezauważalne,
ale za to wszystko boli. Człowiek nienawykły do ekstremalnego wysiłku
fizycznego skomle następnego dnia niemiłosiernie. Do tego moje chore kolanko
nie pozwala mi klęczeć, nie nadaję się więc ani do kościoła, ani do roboty.
Nie pamiętam skąd wzięła się taka tradycja, że przy myciu
jachtu w przerwie należy się małe piwko. Nie jesteśmy miłośnikami piwa, a
jednak ta nagroda jakoś się utrwaliła. Początkowo, kiedy sił i zapału do pracy
dużo, pierwsza nagroda - czyli pół małej szklaneczki bursztynowego płynu należy
się po umyciu górnego pokładu, potem coraz częściej: po dziobie chlup w dziób, następnie prawa
burta wymaga nagrody, lewa też, a przy rufie to już wiecie; nie ma co oszczędzać.
Oczywiście opis ten dotyczy normalnego mycia, sobotniego. Mycie pozimowe to
zupełnie inna kwestia, tu trzeba by kilku skrzyneczek. Szczęśliwie dwóch młodych,
silnych Greków ratuje nas właśnie od choroby alkoholowej. W tej sytuacji jest
nadzieja, że kiedyś jednak stąd wypłyniemy.
Tymczasem
dzięki Ronowi można trochę w ciągu dnia odsapnąć, bo pies swoje prawa ma i musi
się wybiegać. Czekamy więc na telefon od kolegi, ślicznego whippeta i gnamy na
podzamcze. Później będziemy wszyscy równo zmęczeni.