Wiszę sobie w hamaczku i podziwiam, co mi pokażą. A pokazują wszystko w
promieniu 180 stopni, tak nami obraca wiatr o sile 7B. Tak więc raz widzę Wyspę
Żółwią, a raz maleńką, urokliwą osadę Keri, potem hotelik na klifie i śliczną
Tavernę. Wczoraj wieczorem wiało NW,więc widzieliśmy pożar w okolicy Lagany.
Było ciemno, więc czerwone języki ognia widzieliśmy doskonale.
foto: M.J.Scott - Pożar w okolicy Lagany |
Jakoś strasznie nie cierpimy, że nie można wyjść, ani zwiedzać, dogadzamy
sobie kulinarnie oraz barowo, fala dziób zalewa (a raczej nasze dwa dzioby, bo
jak się wejdzie do wody, oczywiście z liną asekuracyjną, trudno potem wyjść o
suchym dziobie). Pozoranty zbędne.
Pozoranty! Ładne, co? To określenie uknuł kiedyś Jurek i tak przyległo, że
teraz z nami wszędzie pływa.
Już opowiadam o co chodzi. Otóż, na jachtach "włóczęgów morskich" (nie
mylić z charterami), najczęściej znajduje się dwoje ludzi, bowiem jak wiecie,
każdy statek, niezależnie jak jak jest duży, przeznaczony jest dla dwóch osób. I
Ci ludzie raczej się na pokładzie nie stroją, ba, mało tego, wcale się nie
ubierają, żyją tak sobie jak Pan Bóg ich stworzył, bo pranie to przecież kłopot,
wodę trzeba oszczędzać. I kiedy stoją sobie na kotwicy takie dziwolągi podobne
do siebie, nikt problemu z tego nie robi, ani gwałtownie się nie okrywa. Nikt
przecież nikomu nie przeszkadza. Ale gdy nieopodal zakotwiczy wycieczkowy statek
aby pasażerowie mogli zażyć kąpieli, to wtedy niechcąc wzbudzać golizną sensacji
wkłada się do kąpieli właśnie pozoranty! Jurkowe mają ze sto lat, są
poprzecierane, powyciągane i prawdę mówiąc nie nadają się do noszenia od dawna,
ale za to nie "piją", no i z daleka przecież nie widać. Moje stringi, według
Jurka nici dentystyczne, też niczego, można w nich udawać że jest się ubranym,
zwłaszcza, że są pomarańczowe, więc widoczne z daleka.
foto: M.J.Scott - Pożar na Ormos Keri |
Po licznych kąpielach, przeczekując wiatr siadamy do gołąbków, bo z powodu
nadmiaru wolnego czasu można było się przyłożyć, aż tu nagle, tuż przed nami, na
wzgórzu ponad osadą Keri wybuchł pożar!
Zaczęło się niewinnie, jak dym z komina z domu za górką. Niestety dymu
przybywało, buchały coraz ciemniejsze kłęby i pokazały się strzelające w górę
języki ognia. Mieliśmy, i nadal mamy nadzieję, że w pożarze nie ucierpieli
ludzie ani zwierzęta.
Po około trzydziestu minutach przyleciały dwa samoloty gaśnicze.
Samolot za chwile będzie nabierał wodę |
Kiedyś przyglądaliśmy się z dużym zainteresowaniem ćwiczeniom takich samolotów,
które odbywały się akurat w zatoce w której kotwiczyliśmy, na południu Francji.
Zdaje się, że potrzebna jest ogromna precyzja, pilot musi zejść tuż nad
powierzchnię wody, zaczerpnąć jej w locie, po czym ciężką od tego balastu
maszynę unosi aby polecieć nad obszar objęty pożarem. Zrzuca wodę po czym znowu
wraca zaczerpnąć nową porcję.
Dogaszanie |
Wielkie połacie lasów są tutaj, na Zakintos wypalone, wydaje się, że mają
gaszenie obcykane; ta akcja którą obserwowaliśmy przeprowadzona została
nadzwyczaj sprawnie. Kiedy samoloty skończyły dogaszanie z powietrza, do
dogaszania z lądu przyjechały wozy strażackie aby zakończyć całą akcję. Po dwóch
godzinach nie było śladu pożaru, ale kiedy nocą wiatr się odwrócił zbudziła nas
bardzo intensywna woń spalenizny.
Z nadzieją, że w następnym odcinku uraczymy Was jakąś zabawniejszą
historią,
pozdrawiamy
MiJ Scott
C.d.n.