czwartek, 24 kwietnia 2014

"Greckie przygody Kapitana Rona" M.J.Scott

02. Zaczynamy

Dolecieliśmy do Rodos. Żadna rewelacja - zazwyczaj się dolatuje. Ale dlaczego człowiek jest taki zmęczony po podróży? Przecież nie robi się nic, siedzi się w fotelu; fakt, że niespecjalnie wygodnym, ale bez wysiłku większego można czytać, słuchać, gapić się na chmury lub na wodę, albo pilnować psa żeby się w oczy stewardesom nie rzucał. Pies podróż zniósł dzielnie na odcinku Warszawa-Ateny, do Rodos było już gorzej bo nudy straszne. Wylazł więc z torby i zaczął przechadzać się po pokładzie. Długo to nie trwało, natychmiast dziewczyny kazały Rona spacyfikować. A ponieważ Aegan ma wyjątkowo miłe załogi, nie dostaliśmy kary śmierci, ba, nawet dożywocia.
Po wejściu na statek Kapitan natychmiast zaznaczył swój teren w swojej prywatnej toalecie i już był u siebie. Ciekawe, że taki pies zawsze znajdzie kilka kropelek, mimo że wydawałoby się że jest zupełnie wysikany.
Po rozpakowaniu sześćdziesięciu kilogramów bagażu byliśmy gotowi już tylko na drinka i pierwszy odcinek serialu. Kiedyś, przed erą psa, podróżowaliśmy tylko z bagażem podręcznym. Taki mały piesek, a jakie wielkie potrzeby!
Pracy jest tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Wszystko się klei, lepi. Ktoś w Marinie spawał i wiatr przeniósł te maleńkie ogniste iskry, które wypaliły maleńkie żółte ślady na całym statku. Są ich tysiące. Bardzo trudno je usunąć. Po pierwszym dniu pracy efekty są prawie niezauważalne, ale za to wszystko boli. Człowiek nienawykły do ekstremalnego wysiłku fizycznego skomle następnego dnia niemiłosiernie. Do tego moje chore kolanko nie pozwala mi klęczeć, nie nadaję się więc ani do kościoła, ani do roboty.

Nie pamiętam skąd wzięła się taka tradycja, że przy myciu jachtu w przerwie należy się małe piwko. Nie jesteśmy miłośnikami piwa, a jednak ta nagroda jakoś się utrwaliła. Początkowo, kiedy sił i zapału do pracy dużo, pierwsza nagroda - czyli pół małej szklaneczki bursztynowego płynu należy się po umyciu górnego pokładu, potem coraz częściej:  po dziobie chlup w dziób, następnie prawa burta wymaga nagrody, lewa też, a przy rufie to już wiecie; nie ma co oszczędzać. Oczywiście opis ten dotyczy normalnego mycia, sobotniego. Mycie pozimowe to zupełnie inna kwestia, tu trzeba by kilku skrzyneczek. Szczęśliwie dwóch młodych, silnych Greków ratuje nas właśnie od choroby alkoholowej. W tej sytuacji jest nadzieja, że kiedyś jednak stąd wypłyniemy. 

Tymczasem dzięki Ronowi można trochę w ciągu dnia odsapnąć, bo pies swoje prawa ma i musi się wybiegać. Czekamy więc na telefon od kolegi, ślicznego whippeta i gnamy na podzamcze. Później będziemy wszyscy równo zmęczeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz