Jesteśmy w Turcji. Stoimy na
kotwicy w niewielkiej zatoce położonej 10 mil od Gocka. Jest sobota, więc mało
miejscowych statków, woda piękna, a w zasięgu pontonu zacieniona piniowymi
drzewami plaża w sam raz dla Rona. Niby pięknie, gdyby nie to, że zastanawiamy
się czy przypadkiem nie wyłączyć lodówki, bo takie pustki tam są. Dobrze, że mało
guletów, w sobotę jest zmiana turnusów. Gulety, czyli inaczej szkunery, są
replikami starych tureckich statków handlowych i jest to bardzo popularna forma
spędzania wakacji w Turcji. Taki szkuner ma kilka kabin i różny standard wyposażenia,
można wybrać najbardziej odpowiedni w zależności od pojemności portfela.
Widujemy na ogół 10-15 osobowe towarzystwo i do tego 3-4 osoby załogi. Rejsy są
tygodniowe, każdego dnia inna zatoka. Wprawdzie gulet to jacht żaglowy, ma
nawet dwa maszty, ale żagle to raczej dla ozdoby, pływają zawsze na silnikach.
A wieczorem, na statkach zaczyna się wielkie grilowanie, bowiem wyżywienie jest
w pakiecie. Zewsząd zapachy mięsiwa różnorakiego oraz ryb. A od czasu gdy
przerzedziły się nasze zapasy, a do sklepu nikomu się nie chce, nie tylko pies
niucha, ale my także. Węszymy i zastanawiamy się co by tu zrobić żeby nas ktoś
na takiego grilla zaprosił!
Wczoraj po południu siedzimy
sobie, coś tam popijamy, jedni wodę, inni wódę i nagle dzwoni telefon. Telefon
Jurka rzadko dzwoni w sobotę lub niedzielę. Jurek patrzy na wyświetlacz, po czym
informuje mnie że dzwoni Konrad. Konrad i jego żona Joasia są naszymi przyjaciółmi,
z zamiłowania żeglarze. Kilka razy byli z nami na dłuższych i krótszych
rejsach. Na obecnym naszym statku pływali z nami na Sardynii.
Konrad pyta co słychać, gdzie
jesteśmy i słyszę jak Jurek dokładnie odpowiada na kolejne pytania dotyczące
zatoki w której stoimy. Dobrze, że nie mamy zwyczaju kłamać! Po czym następuje:
"To może wpadniecie na grilla, stoimy obok
was".
Wraz ze swoimi przyjaciółmi, właśnie
dzisiaj zaokrętowali się na guleta i żeby nie stać w porcie, wypłynęli
niedaleko, do tej właśnie zatoki.
Gdybyśmy się umawiali na
spotkanie tutaj, byłoby to bardzo trudne, a może nawet niemożliwe.
Podawali ryby, krewetki,
kalamary, sałaty rozmaite, wino (piłam za Jurka i za siebie), a na deser owoce.
Po prostu: Mówisz - masz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz