foto: M.J.Scott |
Dzwoneczki na szyjach kóz zwinnie przeskakujących ze skały na skałę i
cykady oraz szum fal dobijających do skał to jedyne dźwięki jakie tu słychać. To
piękne, dzikie miejsce i fantastycznie, że jeszcze są takie dziwy na świecie. To
znowu Kastos.
Sprawdziłam w innych (innych od Roda Heikella) źródłach, okazuje się, że
obecnie na stałe zamieszkuje tę wyspę 69 osób.
Kozy są umaszczone rozmaicie. Są całkiem czarne, niektóre łaciate jak
krówki, są też beżowe, inne prawie białe jak albinosy. W takim stadzie, zdaje
się, jest pewna hierarchia, bowiem niektóre osobniki nie odważają się wejść w
bezpośrednią bliskość miejsca, gdzie przebywa, jak rozumiem, osobnik wyższy
rangą. Może wiekiem, nie wiem. Przyjemnie jest obserwować jak idą sobie
spokojnie, nóżka za nóżką, od czasu do czasu stając na tylnych nogach wspinają
się do drzewka oliwkowego i obżerają listki. Są bardzo zwinne, ale nigdzie im
się nie spieszy, przesuwają się więc leniwie z lewej strony wybrzeża na prawo,
pomalutku, podzwaniając przyjemnie. Oglądamy taki film, zupełnie jak na kanale
Discovery, tylko bez lektora.
Tę idyllę przerwała nam potrzeba Kota. Kot mianowicie potrzebuje lotniska.
Wobec tego niespiesznie, jak te leniwie kózki, udajemy się na północ w kierunku
Corfu, tym razem wzdłuż wybrzeża. Odkrywamy piękno natury. Klify mieniące się
najróżnieszymi barwami schodzą pionowo do morza. Feeria barw!
A na tym wszystkim rosną zielone, berylowe, groszkowe, malachitowe, jaśminowe, koloru khaki, limonkowe, malachitowe, o bladej zieleni, ciemnej zieleni, soczystej zieleni drzewa, drzewka i porosty. Wyrastają bezpośrednio ze skał, mocne, wyprostowane, dumne. I pod tym kolorowym pięknem połyskuje następna paleta: atramentowy, błękit pruski, chabrowy, cyjanowy, cyklamenowy, feldgrau, magenta, gołębi, błękit królewski, lazurowy, lapis-lazuli, fiołkowy, indygo, liliowy, grafitowy i wiele innych odcieni i mieszanek sporządzonych z dodatkiem słońca i cieni
Podobne emocje powodowały nami, gdy oglądaliśmy wybrzeże Amalfi we
Włoszech, wprawdzie oba obrazy z innych bajek, nie można więc ich porównać, ale
radość i uczta dla oczu taka sama.
Mijamy różne zatoki, jedna od drugiej piękniejsza, trudno się zdecydować.
Osiołkowi w żłoby dali......to właśnie ten przypadek. W końcu decydujemy się
zakotwiczyć w miejscu, które kiedyś wskazali nam Sue i Alan, jako jedno z
piękniejszych. Stoimy. Śpimy. Ale ta poprzednia zatoka była taka piękna. Ta myśl
nie daje jakoś spokoju, więc rano, zaraz po kawce, jazda. Two rock bay. Naprawdę
piękna. Otoczona klifami i maleńkimi, urokliwymi plażami, woda z piaseczkiem na
dnie ma przepiękny, błyszczący, niebieski kolor. Zameldowaliśmy się tam tuż po
dziewiątej i ze zdziwieniem spostrzegliśmy, że kilka jachtów wyraźnie zbiera się
do drogi. To miło, myślimy, więcej miejsca będzie. Mamy już miejscówkę, więc po
pierwsze kąpiel, potem rozglądamy się po okolicy. Na klif dojeżdża się
samochodem, potem można zejść na jedną z plaż, co uczyniło już parę osób i teraz
zażywają kąpieli w tych przepięknych okolicznościach przyrody. Na kotwicowisku
tylko my i jeszcze jeden statek z banderą U.K., starsi państwo. Jeszcze nie
wiemy, że głusi. Szczęśliwi jak dzieci z powodu takiej cudnej miejscówki
nakrywany stół do pysznego śniadanka....aż tu nagle jak nie huknie! Potworny
hałas ogarnął całą zatokę i odebrał zdolność racjonalnego myślenia w jednej
chwili! Parę minut minęło zanim zorientowaliśmy się, że to generator na lądzie
ruszył z impetem, taki bardzo głośny, stary typ, chłodzony powietrzem. Horror!
Lornetujemy. Oczywiście, na klifie, przy parkingu jakaś wstrętna buda, z paroma
stolikami, potwornym bałaganem dookoła udaje Tavernę, potrzebuje więc prądu, to
sobie go robi. Naszym zdaniem takie działania powinny być absolutnie
zakazane.
No i wszystko jasne; jachty się zwinęły przed dziesiątą, bo załogi
doskonale wiedziały że od dziesiątej do ósmej nie da się tu stać, sąsiedzi muszą
być głusi, bo inaczej musieliby zmienić na dzień miejsce.
My zmieniamy. Zdecydowanie. Następna, równie piękna, nie jest wprawdzie
dobra na noc, bo zbyt otwarta, ale na parę godzin jest w porządku. No i nie
słychać generatora! Wieczorem spokojnie wracamy do Two Rock Bay, w nadziei na
piękną, spokojną noc. No cóż..... Noc była duszna, gorące powietrze stało w
miejscu, a martwa fala wchodząca do zatoki ustawiała nasz statek akurat w
poprzek. Nawet nie chcę myśleć o tych osobnikach, którym się wydaje, że buja
nawet w Marinie. Trzeba będzie odespać podczas sjesty.
A kiedy już odeśpimy, doniesieniemy co dalej.
MiJ Scott
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz