środa, 5 września 2012

47. M.J.Scott - Tasos


Był piękny, spokojny, wrześniowy dzień. Postanowiliśmy go spędzić przy wyspie Żółwiej. To bardzo blisko od Keri i jest pierwszorzędny zasięg telefonii komórkowej. Wprawdzie ruch turystyczny spory, nawet teraz, we wrześniu, ale jest pięknie. Statki z turystami podpływają bardzo blisko plaży, kotwiczą na piaskowym dnie i często rufę wiążą do skały lub wyrzucają trap aby ułatwić gościom dostęp do plaży. 
Stajemy trochę dalej, z boku, aby nie przeszkadzać załogom statków komercyjnych, oni przecież teraz zarabiają na życie. Rozkoszujemy się turkusową, przezroczystą wodą i widokiem kolorowej wielkiej skały, zadowoleni, że chroni nas od wiatru i fali. Po południu, wiatr jak zwykle, zmienia kierunek i na Żółwiej przestaje być tak przyjemnie. Postanawiamy wrócić więc na Keri. Wyciągamy łańcuch kotwiczny. Pierwsze metry idą dobrze, niezbyt długo jednak. Słyszymy charakterystyczny metaliczny dźwięk, czujemy opór na windzie i wiemy, że łańcuch zaklinował się w skałach.

foto M.J.Scott:  Widok na Wyspę Żółwią z miejsca zaklinowania kotwicy
Nie pierwszyzna, takie rzeczy się zdarzają. Woda przezroczysta, wiele widać, Maja na dziobie, Jurek przy sterach. Najpierw leciutko góra, dół, nie idzie. Manewrując statkiem według wskazówek "kotwicznego" wyplątujemy łańcuch, który zakleszczył się w podwodnych skałach. Już było dobrze, ale to nie koniec, a początek. Następny kawałek łańcucha zaczepiony jest równie mocno o chropowaty kamień. Wzmagający się wiatr powoduje teraz zmarszczki na powierzchni wody, nie widać już położenia łańcucha, trzeba więc z maską i fajką stwierdzić jak leży. Jurek robi to wielokrotnie. Oczywiście najprościej byłoby zejść pod wodę, odczepić łańcuch i kotwicę i spokojnie odpłynąć. Taaaaa.....Głębokość dziesięć metrów, żadne z nas nie schodzi na bezdechu tak głęboko. 
Należy nadmienić że jesteśmy licencjonowanymi Open Water Divers. Sprzęt posiadamy, a jakże; butle, kamizelki, regulatory, komputery, ciężarki ołowiane, płetwy, no cóż to w końcu za problem zejść na dziesięć metrów? Hm, jak by to rzec......butle są puste, nie ma w nich powietrza a kompresora nie mamy. 
Gapiów przybywa, turyści mają dodatkową atrakcję, niektórzy nawet podpływają małymi łódeczkami aby z bliska obserwować nasze zmagania, ze dwie godziny już tak walczymy, aż tu jeden człowiek z maską i fajką zanurza się pod wodę, a po chwili wyjmując fajkę oświadcza, że już o.k. Teraz Jurek był kotwicznym i początkowo wcale nie zorientował się czego niby to o.k. dotyczy. Facet odpływa, a kotwiczka wychodzi jak z masełka. Zanurkował, uwolnił naszą kotwicę i odpływa! No to my za nim, podziękować chcemy. Zapraszamy na drinka, ale okazuje się że gość jest w pracy do dziesiątej, umówiliśmy się więc na dziesiątą w porcie. 

Tasos
Domyślacie się zapewne że jesteśmy już teraz bardzo zaprzyjaźnieni. Tasos, bo tak ma na imię nasz wybawca, pracuje na jednym z tych turystycznych stateczków Glass Bottom. Przy kolacji, na którą przyszedł wraz z kapitanem, uroczym Harym, zakrapianej większą ilością Ouzo, dowiedzieliśmy się, że Tasos nurkuje hobbystycznie. Jego rekord na bezdechu to dwadzieściasześć metrów, przy czym półtorej minuty poluje na tej głębokości z kuszą. Aby zejść tak głęboko, osiem razy wyrównuje ciśnienie w uszach. Dobrze trafiliśmy, bo wiecie w życiu trzeba mieć fart!


No i widzicie, w tym odcinku miały być żółwie, ale się nie zmieściły. Nie ma obawy, żółwie długo żyją, mogą poczekać.

W następnym odcinku Caretta Caretta.

M.J. Scott 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz