środa, 5 czerwca 2013

16. M.J.Scott - Ferryman

Tu, w Elounda, gdzie kręcimy się już od dwóch miesięcy, znam prawie wszystkich. To ma dobre i złe strony.
Kiedy jestem sama z Ronem, mogę wchodzić do sklepu spożywczego "Elounda Market" z psem. Potem zostawiam swoje zakupy w moim ulubionym barze "Babel", bo idziemy z pieskiem na spacerek. W drodze powrotnej restauratorzy zapraszają: Maja, chodź, siadaj, odpocznijcie sobie z Kapitanem, napij się wina, ja stawiam. To bardzo miłe, ale niezupełnie bezinteresowne. Otóż Ron przyciąga uwagę wielu ludzi - potencjalnych klientów. Nie mogę jednak pić wina w piętnastu restauracjach, bo byśmy z Ronem nigdy nie wrócili na statek.
Włożyć kamizelkę, potem psa do pontonu, przypiąć smycz, przekonać Rona żeby na czas uruchamiania silnika nie siedział na mamci kolankach, odpalić, odcumować, posadzić pieska na kolanka, dojechać, przyczepić, wysiąść, zabezpieczyć ponton, umyć łapki - przyznacie, że trzeba być do tego trochę trzeźwym.
Trochę to już wszystko jednak nudnawe.
Czas, który tu spędziliśmy umilały nam wspaniałe obiadki i/lub kolacyjki w naszej ulubionej restauracji "Ferryman".
Restauracja powstała w 1972 roku. Wtedy była tu rybacka osada. Obecnie zarządza nią Akis, wnuk założycieli wraz ze swoim partnerem, kucharzem, Yannisem.  Kucharzem Yannis jest znakomitym. Szkolił się we Francji, a restauracja którą uruchomił w Dubaju, w hotelu Majestic zdobyła w 2013 roku miano najlepszej restauracji w Dubaju.
W Ferryman serwuje się dania i wina kreteńskie. Ale nie takie zwyczajne. Owoce morza podają tu z dziko rosnącymi ziołami. Chleb - kilka rodzajów wypiekają na miejscu, wszystkie makarony są przygotowywane w tutejszej kuchni bezpośrednio przed podaniem. Tarama, czyli pasta z kawioru też jest wyrabiana na miejscu. Niczego gotowego nie kupują. Ryby i owoce morza przywożą rano rybacy, mięso ze specjalnej hodowli bio w Heraklionie, zielenina i jadalne kwiaty też pochodzą z zakładu ogrodniczego bio - 60 hektarów. Świetnie znana turystom pita smakuje tu zupełnie inaczej. Jest to cieniutki, lekko chrupiący chlebek wyjęty z pieca tuż przed podaniem na stół.
Wiele dań tu zjedliśmy i wszystkie nas zachwycały. Wyważone smaki, rozmaitość doznań i domowa, przyjacielska atmosfera sprawiały że wracaliśmy tam znowu i znowu. Zresztą nie jesteśmy jedynymi przyjaciółmi Akisa z Polski. Tadeusz nauczył go paru słów w naszym języku i teraz dumnie je powtarza, szczycąc się tym, że goście do niego wracają.

Jeśli będąc na Krecie, zdecydujecie się pokosztować zupełnie niezwykłych kreteńskich smaków u Ferrymana, pozdrówcie od nas całą ekipę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz