sobota, 29 czerwca 2013

18. M.J.Scott - O psie i nie tylko


Tak sobie żyjemy na tej naszym pływającym domeczku, poruszając się między wyspami Symi i Khalki. Na tyle pozwala łaskawy wiatr Meltemi.
Cieszymy się z tego co dają, a czasem to się nawet wkurzamy. Radości mamy z prosiaczka z rusztu na Khalki - musiał być pyszny, skoro wybraliśmy się tam dwadzieścia mil tylko z tego powodu, prawda? Poznaliśmy przemiłych Niemców z Frankfurtu, z którymi sąsiadowaliśmy i biesiadowaliśmy po w malutkim porciku na tej czarującej wyspie.

Wiele radości przysparza nam Kapitan Ron, który dorasta i robi się coraz mądrzejszy. Mamy do siebie więcej zaufania. Uczymy pieska nowych rzeczy, na przykład pływania na desce. Pierwsza lekcja zakończyła się wpadką do wody, ale natychmiast wskoczyłam za nim, żeby się za bardzo nie zestresował, mimo tego, że pływać potrafi. Po południu tego samego dnia popłynęliśmy na desce na ląd bez najmniejszych  problemów. Spodziewaliśmy się, że Ron pobiegnie sobie, ciesząc się z ziemi pod łapkami, ale nie, zrobił szybkie siusiu i natychmiast wrócił na deskę!
W ogóle, to Kapitan jest bardzo wybredny jeśli chodzi o jedzenie i o pogodę. Zimno be, deszczyk odpada, wiatr jest wstrętny, ale upał też męczy. Spacerek za dnia odbywa się od cienia do cienia. Lepiej spacerować wcześnie rano, zresztą wtedy koty jeszcze nie grasują, albo wieczorem, po zachodzie słońca. Drzemka w najzimniejszym miejscu statku, czyli w naszej sypialni i najlepiej gdy chodzi klima. Po kąpieli ewentualnie może być w cieniu, na decku pod wilgotnym ręcznikiem. Nie muszę chyba dodawać, że tylko na sofach, kanapach, fotelach. Ron nie ma zwyczaju kłaść się na podłodze, zresztą teak jest za gorący, więc odpada zupełnie. Ale nawet w salonie, na dywanie też nie, to nie jest przecież miejsce dla księciunia. Mogą być chłodne, jedwabne poduszki na sofie. Już prawie przyzwyczailiśmy się do mycia nóżek po spacerze, nie robimy z tego powodu afery.


Tu, w zatoce Panoramitis na wyspie Symi zapuszczamy już korzenie. Życie idzie utartym trybem. Rano kawka, potem chłopcy jadą na ląd na siusiu i po bułeczki. Mamcia robi klar. Śniadanko, kąpiel, pranie, lenistwo. 10.40 przypływa pierwszy prom. Syrena, dzwony na wieży i obserwacja. Obserwacja nie promu przecież, choć to też jest fascynujące jak taki wielki statek kotwiczy. Wspaniale, sprawnie i pewnie, z ogromną precyzją rzucają kotwicę, obracają się na niej, rzucają drugą kotwicę, dobijają, rzucają cumy i gotowe! Niesamowite jak szybko potrafią takiego kolosa ustawić na miejscu!
Naszą uwagę przykuwają jednak statki, które zakotwiczyły poprzedniego dnia w miejscu, które dzisiaj kolos potrzebuje na manewry. Popłoch i dzikie ruchy. Jest co oglądać. 11.10 następny prom, kolejni turyści wysypują się z gardzieli wielkoluda, by grzecznie ustawić się w kolejce na schodach klasztoru po bilety do muzeum.
Promy stoją tutaj godzinę, potem błoga cisza. Kąpiel, drinki, i się zaczyna. Ci, którzy przypłynęli tu na noc wczoraj, teraz szykują się do drogi, wszyscy się spieszą, bo w większości są to czartery. Muszą zaliczyć maksymalnie wiele miejsc w krótkim czasie. Nam się nigdzie nie spieszy.
Jedni odpływają, następni przybywają. Ten ruch zaczyna się już tuż po południu. I teraz zaczyna się horror. Prawie każdego dnia jakiś statek zakotwiczy tak, że grozi to kolizją. Niektórzy to nawet mają taki spokój, że zostawiają jacht niebezpiecznie blisko innej jednostki i idą sobie na obiadek. Na kilka godzin. Ostatnio pewna Francuzka, której jacht dotknął naszego, tak okropnie na nas nakrzyczała, że pozostaliśmy w oszołomieniu. Biedny ten jej mąż. Dopiero kiedy zażądaliśmy okazania ubezpieczenia, krzepka ta dama, krzycząc (niestety rozumieliśmy co wykrzykuje) i wykonując nieprzyzwoite bardzo gesty, które też zrozumieliśmy, podniosła kotwicę i przestawiła statek.


Dzisiaj wyjątkowo spokojnie. Odległości przepisowe, statków też jakby mniej, można chodzić z pieskiem po lądzie. A tam zewsząd wołania: Ron, Captain, Ronnie! Pewien turysta dzisiaj powiedział nam: Wasz pies jest tu bardzo znany, wy nie. Też mi nowość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz