środa, 14 maja 2014

05. Miasto kotów - Gr.przyg. Kpt Rona

No i "okno pogodowe" się znalazło. Niewiarygodne, a jednak. Takiej mapy pogodowej dawno już nie widzieliśmy. Wszystko na niebiesko! Znaczy wiaterek niewielki, taki ledwo co oddychający. Jakieś 6-9 knotów, czyli naprawdę bajka.

Ron w porcie Kos
Ale od początku. W sobotę postanowiliśmy przepłynąć z Symi na Tilos, żeby realizować nasz ambitny plan krok po kroku. To nie była najprzyjemniejsza przejażdżka. Woda zalewała dziób, mimo niewielkiej fali, bujało na wszystkie strony i żadna prędkość nie była dobra. No, zaledwie dwadzieściatrzy mile, to się jakoś przetrzymało. Dzień szczególny, bo moje urodziny. Chciałoby się uroczystą kolacyjkę z dobrym winkiem, w przyjemnej, śródziemnomorskiej atmosferze. Takie minimum chociaż. Pamiętamy Tilos z ubiegłego sezonu. Kurort tętniący życiem, tawerny pełne turystów, muzyka, pyszne zapachy, radość kanikuły. Wielka zatoka, a trudno było znaleźć miejsce dla kotwicy. W tym roku 10 maja na Tilos sezon jeszcze się nie rozpoczął. Kotwicę mogliśmy rzucać w dowolnym miejscu, cała zatoka do naszej dyspozycji! Zimno. Wietrznie. Kapitana trzeba było na pontonie okrywać kocykiem, my w kurtkach. Knajpy pozamykane, śmieci porozrzucane. Z trudem znaleźć można ciepłe jedzenie. Za to kotów co niemiara! Nie wiem dokładnie ile ich przypada na metr kwadratowy, ale naprawdę sporo. Wielu Anglików zamieszkuje tę wyspę i to oni właśnie dokarmiają te koty, które mnożą się fenomenalnie. Szare, białe, pasiaste, rude i czarne, bezczelne są i przychodzą do knajpek jak do siebie żądając smakowitych kąsków, bo byle czym takiego się nie zadowoli. Wszystkie wypasione, spozierają na ciebie jak na dojną krowę, lub jak na intruza jeśli jesteś psem. A pies z kotem....wiadomo. Nasz piesek nie jest zaprzyjaźniony z tym gatunkiem, więc się jeży i szczeka, wyrywa się na smyczy i denerwuje okropnie. Trochę chce powąchać, trochę atakować, ale boi się również. W takich warunkach nie jest łatwo zjeść kolację, nie mówiąc o celebrowaniu czegokolwiek. Pies szczeka, koty miauczą, wino porozlewane. Po przystawkach zbieramy się do domku. Trudno nawet przejść spokojnie przez centrum, koty siedzą wszędzie. W grupach małych i dużych, nawet po trzydzieści osobników. To zdecydowanie nie jest miejsce dla nas.
Antonio przyrządza homara

 Następnego dnia raniutko podnosimy kotwicę i w drogę. Nie ma na co czekać, przecież taka niebieska mapa nie zdarza się często. Do cypla Tilos jeszcze było jako tako, a za cyplem to już klęska. Fala krótka, boczna, bujawa okropna. Pomyśleliśmy wtedy że dziesięć godzin w takich warunkach to jednak nie dla nas. Przecież my tu za karę nie jesteśmy. Decyzja zapadła szybko: zmiana kursu na 001. I tak oto po kilku godzinach miłego rejsu znaleźliśmy się na pięknej wyspie Kos, w znanej nam z ubiegłego roku, eleganckiej Marinie. Tutaj mamy naszą ulubioną tratorię włosko-polską, w której Tony przyrządza dla nas pyszności,  kawałek plaży, trawniczek, a jutro pomyślimy co dalej.


M.J.Scott

1 komentarz: