wtorek, 30 kwietnia 2013

03 M.J.Scott - Wodniacy do ścierek !


Już w Marinie czuje się przygotowania do sezonu. A właściwie bardziej je słychać. Wiertarki, szlifierki, polerki, wszystko warczy, huczy, buczy. Widać z tego, że wkrótce zaczniemy sezon. Nareszcie! Czas najwyższy, zwłaszcza po sześciu miesiącach zimy.
My też jesteśmy po drugim płukaniu statku, trudno to jeszcze myciem nazywać, bo po zimie tak się nie da raz a dobrze. Kto statek ma, ten problem zna.

Tyle pierwszych doświadczeń, przygód, zapachów i widoków! Mały piesek zmęczy się okropnie. Przychodzi taki moment, że akumulatorek jest pusty i koniec. Tylko spać. Mostek, jeziorko, pełno kotów wypasionych jak słonie - tych się boimy, ptaków też się boimy, trap na statku się rusza - też się boimy, zresztą nie tylko pies się się tego boi, listek ucieka na wietrze - strach, motor warczy, cumy trzeszczą od soli, to wszystko są przerażające rzeczy przecież. Chyba najgorsze jednak jest dzwonienie fałów o maszty. Najbezpieczniej jednak u mamci na rączkach.

Jest wszakże jedna bardzo fantastyczna , najważniejsza wiadomość: NIE BOIMY SIĘ WODY!

A było tak: jak już zwiedziliśmy kawałek Agios Nicolaos z mostkiem, jeziorkiem i trawką na której nie zrobiło się siusiu, pojechaliśmy do naszej ulubionej knajpy z grillem położonej przy plaży. Dumny tatuś prowadzi pieska na smyczy w kierunku morza. Zachęca. Ron chętnie za nim podąża. Tuż przy brzegu tatuś odwraca się do Rona, co znaczy że stoi tyłem do wody. Przyszła fala, jak to na morzu, pies odskoczył, a tatuś w bucikach po kolana w pianie. Fala nie wybiera. I znowu pies bystrzejszy od człowieka. Podobno woda ciepła. Do knajpy poszliśmy boso. Potem Kapitan jeszcze brodził nóżkami w wodzie bo Jurkowi było już wszystko jedno. Dzielny Ron, będzie z niego żeglarz! Brawo!
Na spacerku po sjeście znowu nie było siku, ale trawka pachnie pięknie.

Płakałem za mamusią, która poszła do sklepu, bo my z tatusiem zostaliśmy w samochodzie dlatego że tam wiało i za żadne skarby świata nie chciałem wyjść. Wreszcie mamcia wróciła z polowania z taką piękną wołowinką, którą zjadłem z ogromnym apetytem. Jednak po spacerku smakuje lepiej, zwłaszcza że trzeba było chwilę poczekać, a tak pachniało! 


Teraz tatuś układa pasjansa i znowu coś tam sobie popijają, a ja chyba się zdrzemnę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz