M.J.Scott: Bagaż Kapitana |
Miło nam bardzo poinformować, że
w tym roku powiększyła się nasza rodzina. Przybył do nas piesek, szary charcik
włoski, którego nazwaliśmy Kapitan Ron. Przed nami nie lada wyzwanie: trzeba będzie
lądowe zwierzątko przerobić na członka załogi, prawdziwego Wilka Morskiego! Czy
to się uda? Na pewno. Właśnie dlatego tegoroczny sezon ma tytuł: "Pieskie życie
Kapitana Rona".
7 kwietnia 10.30 lotnisko w
Atenach. Na dworze ciepło, 23 stopnie, ale niebo zachmurzone całkowicie. Od
wczoraj powinniśmy być na statku.
W samolocie |
Wyjechaliśmy z domu trochę za
wcześnie, bo jesteśmy nie wprawni w podróżowaniu z bagażem i w dodatku z
pieskiem. Huk, gwar, szum, ludzie, dźwięki lotniskowe sprawiły że Ron bardzo się
zdenerwował. Trząsł się jak osika mimo tego, że był na rączkach. Przeszło mi
przez głowę żeby zadzwonić do doktora i ustalić dawkę tych uspokajających
kropelek, bo przecież apteczkę mam full wypas, ale najpierw spróbowałam z
czerwonym kocykiem. To jest jakiś taki zaczarowany kocyk, że Ronnie natychmiast
się uspokaja gdy jest nim opatulony. Wiadomo, pledzik jest jego. Każdy się nim
zachwyca i nikt mu nic nie każe. Pani przy odprawie dała takie miejsca żeby nie
dosadzać do nas trzeciej osoby, no bo piesek musi mieć wygodnie przecież.
Stewardesa wprawdzie poinformowała że należy psa umieścić w torbie, ale zapytała
czy posiadamy taką, a poza tym po jej minie było widać, że mówi to, bo musi
powiedzieć. Ronie zasnął na kolankach przy kołowaniu i obudził się tuż przed lądowaniem.
Pies podróżnik! Nie żąda siku, jeść, pić, nie wymaga atencji, grzecznie sobie śpi
w swoim czerwonym kocyku.
W końcu odprawiamy się do Heraklionu, zabieram Rona i
podkładzik do kibla i......końca nie widać. Hektolitry sików wylały się na podkładzik!
"Uprzejmie informujemy, że
lot nr 3033 z Aten do Heraklionu jest w dniu dzisiejszym opóźniony z powodu złych
warunków atmosferycznych na lotnisku w Heraklionie. Następny komunikat za
godzinę". Itd.
W torbie |
Tu pochwała dla Aeganu, bo już
po 22.00 oduścili i dali hotel Sofitel, bardzo przyjemny. Zorganizowali to błyskawicznie
i po godzince piliśmy drinki na hotelowym tarasie, a Ron próbował lokalne
oliwki. Był już zupełnie spokojny, bo sprawdził wcześniej jakość materacy w łóżku
i grubość kołdry. Niefortunnie znowu wypadł jakiś ząbek, więc nieskazitelna
biel pościeli szybko została przyozdobiona krwawymi cętkami.
Ledwo przyłożyliśmy głowy do
poduszki, a już było rano i to takie rano, że zero kawy, o śniadaniu mowy nie
ma, szybciutko na lotnisko. Odprawa, bagaże. Uff, zdążyliśmy! Tylko nie wiadomo
po co bo "Uprzejmie informujemy, że z powodu złych warunków
atmosferycznych w Heraklionie.......". No cóż, my żeglarze wiemy że taki
sztorm to kilka dni spokojnie potrwać może.
Na tym gate-cie jest tak
okropnie nudno, że Ron z tych nudów wlazł do swojej lotniczej torby! Nie dość
tego, odkrył, że jest tam całkiem wygodnie, milutko i bezpiecznie. No to sobie
poleżał, obserwując rzecz jasna, od czasu do czasu czy wszyscy są obok. Zdrzemnął
się przez dwa komunikaty, a potem nagle - do samolotu! No to już na rączki, w
czerwony i lecimy. Telepie, wiadomo, jak wiatr to turbulencja. Przerwali
service. Trochę niespokojny pies, a za chwilę już wszyscy. Tuż nad ziemią pilot
dał po garach i do góry. Kółeczka out i lecimy. Za duży wiatr, polatamy chwilę,
poczekamy, zrobimy drugie podejście, a jak się nie uda to do Aten z powrotem.
Udało się, ale teraz kiedy wyszliśmy z maszyny nie wiemy jak to możliwe.
Wieje
niemiłosiernie. Nie wiem ile bo tylko na statku potrafię ocenić siłę wiatru z błędem
do przyjęcia, ale dużo. Bardzo dużo. Roni natychmiast schronił się w swojej
torbie i potem nawet w aucie nie chciał z niej wyleźć. Sprawdziliśmy - wieje 10B. Mówiłam że dużo.
M.J.Scott
To wszystko moje !!! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz