środa, 1 maja 2013

10 M.J.Scott - Witaj wolności !


Dzisiaj o 16.25 czasu lokalnego udało nam się wreszcie opuścić Marinę. Nie to, żeby była zła, nie, przeciwnie. Kameralna, czysta, niedroga, ludzie mili, spokój, cisza. Ale do wody ciągnie, do przestrzeni, wolności i radości.
Oczywiście, jak każdy opuszczający Marinę statek, pożegnaliśmy towarzystwo potrójną syreną. Wspaniałe pożegnanie mieliśmy w naszej ulubionej knajpie Spugofulis, dostaliśmy w prezencie butelkę Raki na pamiątkę. Wobec czego, przepłynęliśmy obok, dając również potrójną syrenę. Były pozdrowienia wszystkimi rączkami jakie były w restauracji. Pyszne jedzonko! Ron zeżarł dzisiaj półtorej szpadki suvlaków z kurczaka. Jak nasz pies coś je, to musi być wyborne, bo to francuski jest piesek.
To nie jest tak, że już wszystko zrobione "na gotowo", w żadnym razie! Ale teraz, kiedy możemy zaczepić naszą kotwiczkę w Spinalonga i cieszyć się przyrodą, nie ma dla nas znaczenia dzień krócej, dwa dni dłużej. Spokojnie możemy poczekać na części zamienne.
Pierwszy rejs Kapitana Rona przebiegł zupełnie spokojnie. Był tak zdziwiony i wystraszony dźwiękiem silników, ruchem statku, że całą drogę przespał. Byliśmy na górnym pokładzie, wszystko ciekawe, nowe, ale trochę wiało i zapewne też troszkę strachu, bo skulony tulił się raz do mnie, raz do Jurka. To nie była wielka podróż, osiem mil zaledwie, ale ile radości!


Spinalonga, to ostatnie nasze kotwicowisko ubiegłego sezonu i pierwsze obecnego. Naturalny port kryty z każdej strony lądem. Podłoże piaszczyste, sześć metrów głębokości - słowem raj! Dość długo staliśmy tutaj ubiegłej jesieni, ale na lądzie nie byliśmy ani razu. Jak ten pies nas odmienił! Ledwo kotwica załapała, natychmiast spuszczaliśmy ponton, Kapitan został ubrany w kamizelkę ratunkową i jazda na plażę, żeby sobie piesek powąchał, bo przecież mnóstwo nowych zapachów. Na razie do kóz nie poleciał, stawia uszy, nasłuchuje, węszy, ale trzyma z nami kontakt wzrokowy. Niestety, wiemy, że to długo nie potrwa.
Nareszcie po spacerku mogliśmy usiąść na decku z winkiem, z nóżkami wylegującymi się na kanapce, i wszystko byłoby jak za dawnych czasów, gdyby nie to, że przybyły nam cztery nóżki. Bardzo długie nóżki, do tego maleńkie ciałko, a w nim wielka duszyczka i mnóstwo miłości i zaufania.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz