Kto czytał poprzednie nasze
zwierzenia, ten wie, że posiadamy na naszym pontonie zaburtowy silnik marki
Yamaha, którego od trzech lat nie uruchomiłam ani razu. Mężczyźni nie mają z
tym najmniejszego kłopotu. Szarpie taki i brrum! Znam tylko jedną kobietę,
malutką Małgosię, która też robiła brrum. Żadnej innej to się nie udało. W związku
z tym, kiedy zostawałam na statku sama, to musiałam zawierać znajomości z
innymi żeglarzami, prosząc o pomoc przy uruchomieniu silnika, coby na ląd się
dostać. Nie powiem, miało to również swój urok, więc na wymianę silnika
przesadnie nie naciskałam. Wszystko jednak uległo zmianie odkąd mamy pieska. Ja
wybiegu nie potrzebowałam, wręcz przeciwnie, a Kapitan Ron z kolei, lubi sobie
pobiegać po plaży. Skoro lubi, dlaczego miałby tego nie dostać? No i właśnie
dlatego teraz należy bezzwłocznie silnik wymienić na taki, który mogłabym
uruchomić bez pomocy sąsiada. Przecież czasem mogę nie mieć sąsiada, albo nie
lubić sąsiada, albo on mnie lub Kapitana. Nie, to ostatnie, to chyba niemożliwe!?
W tym właśnie celu wybraliśmy
się na wycieczkę do odległego o
Od sprzedawcy silników mamy
adres do świetnej rybnej knajpy, staramy się dojechać, a wiecie, jak człowiek głodny,
to nerwowy. Nie wiem czy to sezon, czy piątek, ale korek jest taki, że
postanawiamy wracać do naszej małej, zacisznej, swojskiej wsi, Agios Nicolaos,
do naszej knajpki, gdzie jemy pyszne, gorące, niewyszukane, niedrogie dania wśród
przyjaciół, bo wszyscy się tam znają.
Tam celebrowaliśmy moje
urodziny, aby później udać się na plażę znowu z Ronem. A tu niespodzianka! Dwa
pieski; jeden dostojny czarny i drugi łaciaty szczeniak. Piłeczka zbędna zupełnie.
Psy tak ganiały, że tchu brak. W pewnym momencie Ron salwował się ucieczką do
wody,co skutecznie powstrzymało towarzystwo. Ha! Bo trzeba być psem wodnym!
Game over kiedy Ron powalił na matę tego łaciatego. Żadna to dla nas nowość.
Teraz jeszcze zakupy brrr! I do domku. Tyle wam
powiem, że nigdy, przenigdy w życiu nie dostałam bardziej oryginalnego prezentu
urodzinowego! Rzeźnik obdarował mnie całą stertą kości dla Kapitana, ale
przecież nie dał ich Ronowi tylko mi! Dzięki rzeźniku.
Po dziesięciu godzinach tej tułaczki,
kiedy Ron wreszcie dostrzegł i wywęszył domek, był tak szczęśliwy, że wykonywał
każde polecenie za pierwszym razem. Hop! Siad! Czekaj. Mycie łapek na
platformie. Czekaj. Wycieranie łapek. Siad. Nagroda. Do domku.
W domku jest najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz