wtorek, 5 czerwca 2012

24.M.J.Scott - Grecja - gradobicie


Kochani,

To piękne, urokliwe miejsce, nasza samotnia, którą z takim mozołem znaleźliśmy sobie wczoraj, w nadziei, że będzie naszą spokojną przystanią na kilka dni, dzisiaj zamieniła się w miejsce grozy!
Już od rana spadł deszcz, no cóż, zdarza się, zresztą tak było w przepowiedniach, czyli prognozach. Poza tym, ta piękna, bujna zieleń z czegoś jest, no nie z suszy przecież.
Tak więc początkowo padał deszcz, potem doszły szkwały, a potęgujący się deszcz przeszedł w fazę ściany deszczu. Hałas zrobił się tak wielki, że mimo zamkniętych okien i drzwi nie mogliśmy słuchać "Znaczy Kapitan" Borchardta. Zamknięte otwory spowodowały zbieranie się pary na szybach i nie było wiadomo, czy nic nie widać od zewnątrz, czy od wewnątrz. W pewnym momencie hałas jeszcze się nasilił - grad uderzał w nasz statek z szybkością wystrzałów z karabinu maszynowego i właśnie wtedy odkryliśmy, że kotwica nie trzyma, cuma rufowa jest kompletnie luźna i dość szybko zbliżamy się do lądu, jeszcze tylko szybki rzut oka na głębokość, no tak, wszystko się zgadza, jesteśmy coraz bliżej!

Zaczynamy walkę.  foto: M.J.Scott
Umiejętność dowodzenia, to jak wiadomo, sztuka podejmowania szybkich decyzji. To, że trzeba rwać kotwicę, odpalać silniki i spadać, to wiadomo, każdy swoje miejsce zna i wie co robić ma. Ale są dwa problemy: pierwszy, co zrobić z naszą cumką, nie dość że świetna, superwytrzymała spectra, to jeszcze pamiątkowa. Jest to mianowicie fał grota z naszego poprzedniego jachtu. Trzeba by teraz odwiązać ją od drzewa, (cuma jest za krótka, nie dało się "zabiegowo"), ale czy starczy czasu? Błocko z lądu wali szerokim strumieniem, żółto-brązowa plama na granatowej wodzie zatacza coraz szersze kręgi, niechybnie zbliżając się do statku, nie chcemy żeby błoto dostało się w system chłodzenia, bo wtedy impelery szlak trafi. Co robić, co robić? Żarty się skończyły, trzeba puszczać cumę do wody i wiać, potem po nią przyjedziemy.

Nic kompletnie nie widać.
Następny problem z którym się borykamy: nic nie widać, jakby bielmo na oczach; wycieraczki od zewnątrz, ściera od wewnątrz, dalej nic, wszystko białe, Jurek wyszedł do kotwicy w żółtym sztormiaku, a ja go nie widzę, rozglądam się po przyrządach: widzę, czyli z moimi oczami w porządku, otwieram okno, trochę lepiej, ale na krótko, bo grad bije po twarzy i po oczach. Dajemy na maksa nadmuch na szybę, powoli daje to efekty.

Błoto zbliża się do statku.












Wreszcie udało się odpłynąć na bezpieczną odległość, brązowa breja wypełnia już niemal całą zatokę, ale ta nasza cumka.......czy będzie tam jeszcze gdy wrócimy po nią jutro? Przecież każdy podskoczy z radości gdy natrafi na taki skarb! Wstępuje w nas zaborczość: Nie damy! Nasza lina!  Gdy Jurek uświadomił sobie, że ktoś inny mógłby zawładnąć naszym pamiątkowym dobrem, taka wielka moc go wypełniła, że natychmiast wskoczył do pontonu i z narażeniem życia uwolnił naszą cumę od drzewa! Na szczęście grad się skończył, teraz tylko pada zwykły deszcz, wielkie mi rzeczy, w końcu to tylko woda. Odsuwam się od żółtej rzeki, ale tym samym od Jurka, który szczęśliwy jakby trafił szóstkę w Lotto, goni statek kompletnie przemoczony.
Podsumowanie:
-Statek cały (choć jeszcze nie sprawdziliśmy jakie szkody zrobił grad, ale na to nie mieliśmy wpływu)
-Pamiątkowa cuma na pokładzie
-Okazja do wypitki jak cholera. W końcu po takiej akcji się należy, no powiedzcie, czy nie? Nie mówiąc o względach zdrowotnych, aby zapobiec przeziębieniu, bo chora załoga to koszmar!
Rozumiecie, że teraz będziemy się leczyć. Dobrze, że "apteczka" pełna.
Na rekonwalescencji puścimy sobie "Biały szkwał" albo "Gniew oceanu".
Wy też bądźcie zdrowi.
MiJ Scott

Albania po wszystkim.  foto: M.J.Scott
C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz