Kochani,
To piękne, urokliwe miejsce, nasza samotnia, którą z takim mozołem
znaleźliśmy sobie wczoraj, w nadziei, że będzie naszą spokojną przystanią na
kilka dni, dzisiaj zamieniła się w miejsce grozy!
Już od rana spadł deszcz, no cóż, zdarza się, zresztą tak było w
przepowiedniach, czyli prognozach. Poza tym, ta piękna, bujna zieleń z czegoś
jest, no nie z suszy przecież.
Tak więc początkowo padał deszcz, potem doszły szkwały, a potęgujący się
deszcz przeszedł w fazę ściany deszczu. Hałas zrobił się tak wielki, że mimo
zamkniętych okien i drzwi nie mogliśmy słuchać "Znaczy Kapitan" Borchardta.
Zamknięte otwory spowodowały zbieranie się pary na szybach i nie było wiadomo,
czy nic nie widać od zewnątrz, czy od wewnątrz. W pewnym momencie hałas jeszcze
się nasilił - grad uderzał w nasz statek z szybkością wystrzałów z karabinu
maszynowego i właśnie wtedy odkryliśmy, że kotwica nie trzyma, cuma rufowa jest
kompletnie luźna i dość szybko zbliżamy się do lądu, jeszcze tylko szybki rzut
oka na głębokość, no tak, wszystko się zgadza, jesteśmy coraz bliżej!
Zaczynamy walkę. foto: M.J.Scott |
Umiejętność dowodzenia, to jak wiadomo, sztuka podejmowania szybkich decyzji.
To, że trzeba rwać kotwicę, odpalać silniki i spadać, to wiadomo, każdy swoje
miejsce zna i wie co robić ma. Ale są dwa problemy: pierwszy, co zrobić z naszą
cumką, nie dość że świetna, superwytrzymała spectra, to jeszcze pamiątkowa. Jest
to mianowicie fał grota z naszego poprzedniego jachtu. Trzeba by teraz odwiązać
ją od drzewa, (cuma jest za krótka, nie dało się "zabiegowo"), ale czy starczy
czasu? Błocko z lądu wali szerokim strumieniem, żółto-brązowa plama na
granatowej wodzie zatacza coraz szersze kręgi, niechybnie zbliżając się do
statku, nie chcemy żeby błoto dostało się w system chłodzenia, bo wtedy impelery
szlak trafi. Co robić, co robić? Żarty się skończyły, trzeba puszczać cumę do
wody i wiać, potem po nią przyjedziemy.
Następny problem z którym się
borykamy: nic nie widać, jakby bielmo na oczach; wycieraczki od
zewnątrz, ściera od wewnątrz, dalej nic, wszystko białe, Jurek wyszedł do
kotwicy w żółtym sztormiaku, a ja go nie widzę, rozglądam się po przyrządach:
widzę, czyli z moimi oczami w porządku, otwieram okno, trochę lepiej, ale na
krótko, bo grad bije po twarzy i po oczach. Dajemy na maksa nadmuch na szybę,
powoli daje to efekty.
Nic kompletnie nie widać. |
Błoto zbliża się do statku. |
Wreszcie udało się odpłynąć na bezpieczną odległość, brązowa breja wypełnia już
niemal całą zatokę, ale ta nasza cumka.......czy będzie tam jeszcze gdy wrócimy
po nią jutro? Przecież każdy podskoczy z radości gdy natrafi na taki skarb!
Wstępuje w nas zaborczość: Nie damy! Nasza lina! Gdy Jurek uświadomił sobie, że
ktoś inny mógłby zawładnąć naszym pamiątkowym dobrem, taka wielka moc go
wypełniła, że natychmiast wskoczył do pontonu i z narażeniem życia uwolnił naszą
cumę od drzewa! Na szczęście grad się skończył, teraz tylko pada zwykły deszcz,
wielkie mi rzeczy, w końcu to tylko woda. Odsuwam się od żółtej rzeki, ale tym
samym od Jurka, który szczęśliwy jakby trafił szóstkę w Lotto, goni statek
kompletnie przemoczony.
Podsumowanie:
-Statek cały (choć jeszcze nie sprawdziliśmy jakie szkody
zrobił grad, ale na to nie mieliśmy wpływu)
-Pamiątkowa cuma na pokładzie
-Okazja do wypitki jak cholera. W końcu po takiej akcji
się należy, no powiedzcie, czy nie? Nie mówiąc o względach zdrowotnych, aby
zapobiec przeziębieniu, bo chora załoga to koszmar!
Rozumiecie, że teraz będziemy się leczyć. Dobrze, że
"apteczka" pełna.
Na rekonwalescencji puścimy sobie "Biały szkwał" albo
"Gniew oceanu".
Wy też bądźcie zdrowi.
MiJ Scott
Albania po wszystkim. foto: M.J.Scott |
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz