Znowu Lakka. foto: M.J.Scott |
Ludzie! Ile tu się dzieje!
Czasem wydaje mi się, że jesteśmy mrówkami żyjącymi w
obrębie malutkiego mrowiska o nazwie Lakka. Każda rodzina ma własny grajdoł i
własne zwyczaje, niektóre zupełnie identyczne jak nasze. A inne wręcz
przeciwnie. Z naszej prawej burty stoi bardzo ładny, granatowy slup Discovery
55. Anglicy. Stoimy tak sobie już dobre parę dni. Drugiego dnia na dzień dobry
wymieniliśmy ukłony, należało przypuszczać, że w tym tempie już za kilka tygodni
zaprosimy się na szklaneczkę whisky. Ale wczoraj, gdy przegoniłam Włochów na
charterze, którzy dopiero przed chwilą zostali zbesztani przez naszych sąsiadów,
nawiązaliśmy nie tylko kontakt wzrokowy, ale nawet porozumiewawcze, wymowne
gesty pukania w głowę. Sprawy nabrały przyspieszenia, o czym za chwilę
Bo widzicie, teraz, kiedy sezon naprawdę się rozkręca, to co było
podglądaniem dla przyjemności, (opisywałam w którymś odcinku), teraz jest
obowiązkową obserwacją dla bezpieczeństwa. Wśród tych bardzo wielu ludzi,
którzy wypożyczają jachty zdarzają się naprawdę kuriozalne przypadki. Taki
Ancymon potrafi na głębokości trzech metrów rzucić trzy metry łańcucha z kotwicą
w odległości 10 metrów od was i uważa, że świetnie "zaparkował". Naprawdę. Te
gagatki mają jednak trochę świadomości braku swoich umiejętności, bowiem gdy
zwrócić im uwagę, nie dyskutują, tylko grzecznie się przestawiają, a gdy wskazać
im dogodne miejsce, gdzie powinni rzucić swoją kotwicę, wykazują nawet coś na
kształt wdzięczności. Tego wczorajszego wszyscy tu przeganiali, jak namolną
muchę, aż żal było patrzeć. Sami widzicie, że drzemka w tych okolicznościach nie
wchodzi w grę.
Jacht Sue i Alana. foto: M.S.Scott |
Ale wracając do naszych sąsiadów. Starsi Państwo (tacy w naszym wieku,
hahaha), widać, obieżyświaty, tak jak my. Co robią cały dzień? No dokładnie to
samo co my. Przede wszystkim, gdy tu "przyszli", ona była przy sterze, on
walczył z cumą rufową, normalnie. Normalnie u Żeglarzy, których morze już
nauczyło niejednego, u żeglarzy jest dokładnie odwrotnie, bo taki baby za
sterownik nigdy nie wpuści, mowy nie ma, drze się na kobitę, podczas gdy ta
bidula męczy się z kotwicą, albo ciężkimi odbijaczami, ale na szczęście nie
docierają do niej do dziobu inwektywy jakimi obrzuca ją ślubny.
Nasi sąsiedzi pokąpią się trochę, on poczyści stalówki, ona ugotuje, drinka
sobie zrobią, na ląd nie jadą bo po co. Wieczorem, przed zachodem słońca usiądą
na dziobie, identycznie jak my, bo stąd jest najlepszy widok na całą zatokę. No
więc siedzimy tak, oni na swoim, my na swoim i zapewne rozmowy takie same, tyle,
że w różnych językach. Kiedy już wydawało się, że wszyscy mają swoje miejscówki,
schodząc z dziobów, Anglicy nawiązali dialog z nami! Niewiarygodne, czyż nie? No
więc zaprosiłam do nas na drinka, na co natychmiast ochoczo przystali. Elegancko
przynieśli solidnie schłodzonego szampana i zrobił się z tego bardzo przyjemny
wieczór. Sue i Alan pływają od wielu lat po Morzu Śródziemnym, w Grecji już 5
lat, są więc kopalnią wiedzy o różnych ciekawych miejscach.
Przy kolejnych drinkach dowiadywaliśmy się coraz to nowych rzeczy, na
przykład spostrzeżenia na temat gości, z którymi, żeby była jasność nie do końca
się utożsamiamy. Goście, których miewamy rzadko - powiada Alan - zawsze
zapchają toaletę papierem toaletowym, trzeba ich wywozić czasami na ląd, bo musi
taki poczuć ziemię pod stopami, to pól biedy, ale najgorsze jest to, że trzeba z
nimi rozmawiać!
Wizyta naszych nowych przyjaciół nie trwała długo (jak na morskie
opowieści), bowiem zaczynał się mecz Anglia-Włochy. Alan twierdzi, że ich
drużyna ma niewyobrażalnie wysokie mniemanie o sobie, zupełnie nieadekwatne do
umiejętności, tym niemniej odpłynęli na mecz, a my w obięcia Morfeusza,
o czym doniosły Wam
Zatokowe Mrówy
MiJ Scott
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz