czwartek, 14 czerwca 2012

28. M.J. Scott - Polowanie na miejscówkę

Zatoka Ormos Kerasa

Kochani,

Prędzej czy później, zawsze ktoś was skontroluje, tak to już jest.
Nasz Wydawca postanowił przekonać się naocznie czy te wszystkie bzdury, które wypisujemy na blogu posiadają jakieś cechy prawdopodobieństwa, postanowił więc, a właściwie postanowiła, bo Wydawca to Mysz, przeprowadzić wizję lokalną. Całe szczęście, że wizyta była zapowiedziana, miałam więc czas na przygotowanie kabiny VIP-owskiej, nasączenie jej zapachami .......oraz na zamówienie odpowiedniej pogody u Greckich Bogów, wszystko, po to, żeby zadość się stało polskiej gościnności. 

Wizja lokalna  Foto: M.J. Scott
                                                                             
Dwie myszy to jak wiadomo, siła i energia do harców ogromna, a pomysły jakie! Kocie pomysły też niczego sobie. Taki kot bardzo lubi się przed myszą popisywać; jak przejażdżka pontonem, to tyle co fabryka dała, a myszy tylko piszczą: "brawo, brawo!". Wieczór przed TV przyjemny, ale "adrenalinowy" (mecz Polska-Rosja).


Wreszcie zmęczone kocim towarzystwem wyruszamy na poszukiwanie norki - samotni. Na pierwszy rzut oka jedna bardziej urodziwa od drugiej, ale gdy się przyjrzeć z bliska, można dostrzec mankamenty, lub poważne problemy. A to generator na lądzie warczy, i wiadomo, że nie umilknie nigdy, a to za dużo ludzi na lądzie, a w innej za mało miejsca, tamta znowu zajęta, bo przecież sezon się zaczął. Wybór pada na piękną, spokojną, dużą zatokę, Ormos Kerasa.  
Stoi tu już elegancki jacht motorowy, obsługa podaje państwu zimne napoje, dzieci skaczą do wody, panie zażywają kąpieli słonecznej, sielanka. Opływamy ztokę, pomysł jest taki, że zakotwiczymy nieopodal motorowego, bo on zapewne wróci na noc do Mariny, ale nic z tego, wszędzie głęboko. Płyniemy do następnej zatoki, przepełniona, nie zamierzamy się tłoczyć, przecież ma być "norka samotnia". Czytamy przepowiednie: jutro zawieje, na wszelki wypadek trzeba być na taką ewentualność przygotowanym, a nóż się sprawdzi - wracamy do Kerasy gdzie jednak jest najwięcej miejsca. Teoretycznie, bo z uwagi na głębokość, jest to miejsce nie do wzięcia. Jeszcze raz krążymy, szukamy. No i teraz uważajcie: dwie myszy równe stopniem, więc demokratycznie trzeba podjąć konstruktywną decyzję. Stawiamy na to, że motorówa po osiemnastej pójdzie do Mariny i zwolni się najlepsza miejscówka na Ormos Kerasa, wobec czego rzucamy kotwicę na głębokiej wodzie żeby przeczekać, pożywiamy się dopiero co przybyłym z Polski śledziem, niestety pić jeszcze nie można, dopóki nie nabierze się pewności, że stojanka jest bezpieczna. Kąpiel, kawka, godziny uciekają, pić się chce, motorówa soi. Nagle, patrzymy, jeden się ruszył. No, cieszymy się, na pewno idzie do kotwicy! Ten jednak rozejrzał się, podrapał, usiadł. Słonko coraz niżej, motorówa stoi. Niechętnie zaczynamy rozważać plan B. Tu jest dobrze, podoba nam się bardzo, tylko ta motorówa, cholera, zajęli jedyne miejsce w tej wielkiej zatoce. Zapewne wiecie, że to miejsce, które zajmuje ktoś inny jest najlepsze, najfajniejsze i jak uda się takie upolowac, to już się stąd nie ruszamy. A może jednak pójdą, nie, no na pewno pójdą, takie Państwo nie będzie przecież na kotwicy stało!  A co, jeśli to jakiś wybryk natury?
Już po siódmej, dawno powinni się zwinąć, a oni nic! Nie ma mowy, żeby tak stać na noc. Za głęboko, nie starczy łańcucha. No trudno, trzeba będzie się stąd zwijać, ale szkoda, jaka szkoda, takie piękne miejsce. Tamci chyba jednak zostaną, to niewiarygodne, ale cóż, na to wygląda. 
Słonko wyłączyli o 20.00 , czas najwyższy poszukać innej norki na noc, pal licho samotnię, byle było bezpiecznie. Niechętnie wyciągamy te kilometry łańcucha, z żalem odpływamy, odwracamy się, żeby ostatni raz rzucić okiem, i wtem! Motorówa rwie kotwicę! Myszy aż podskoczyły z radości! Jest! Jest miejscówka! Norka-Samotnia. Duża, przestronna, bezpieczna. Zataczamy kółeczko i ciach, kotwica w dół. Uff! Nareszcie będzie można się napić i obejrzeć w spokoju Kapitana Corelli.

Antonio Ściana.  Foto: M.J. Scott

Wraz z Joanną, przybył do nas nowy członek rodziny. Beżowo- brązowy, o pięknych, smutnych oczach, mały, pluszowy piesek. Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam dzisiaj jego dane osobowe! Nazywa się mianowicie: Antonio Ściana. Antonio po Kapitanie Corellim, rzecz jasna, a Ściana? No cóż, jak by Wam to wytłumaczyć? Powiem krótko: jeśli jakimś fatalnym zrządzeniem losu nie widzieliście Wielkiej Krystyny Jandy w roli Shirley Valentine w teatrze Polonia, kupcie sobie bilety natychmiast, najlepiej od razu na dwa, trzy spektakle, bo za pierwszym razem nie zapamiętacie wszystkiego, a o bilety trudno. Tam dowiecie się o ścianie wszystkiego i ubawicie się "po pachy", czego życzą Wam,

Myszy: Maja i Joanna

C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz