Kochani,
Prędzej czy później, zawsze ktoś was skontroluje, tak to już jest.
Nasz Wydawca postanowił przekonać się naocznie czy te wszystkie bzdury,
które wypisujemy na blogu posiadają jakieś cechy prawdopodobieństwa, postanowił
więc, a właściwie postanowiła, bo Wydawca to Mysz, przeprowadzić wizję lokalną.
Całe szczęście, że wizyta była zapowiedziana, miałam więc czas na przygotowanie
kabiny VIP-owskiej, nasączenie jej zapachami .......oraz na zamówienie
odpowiedniej pogody u Greckich Bogów, wszystko, po to, żeby zadość się stało
polskiej gościnności.
Dwie myszy to jak wiadomo, siła i energia do harców ogromna, a pomysły
jakie! Kocie pomysły też niczego sobie. Taki kot bardzo lubi się przed myszą
popisywać; jak przejażdżka pontonem, to tyle co fabryka dała, a myszy tylko
piszczą: "brawo, brawo!". Wieczór przed TV przyjemny, ale "adrenalinowy" (mecz
Polska-Rosja).
Wreszcie zmęczone kocim towarzystwem wyruszamy na poszukiwanie
norki - samotni. Na pierwszy rzut oka jedna bardziej urodziwa od drugiej, ale
gdy się przyjrzeć z bliska, można dostrzec mankamenty, lub poważne problemy. A
to generator na lądzie warczy, i wiadomo, że nie umilknie nigdy, a to za dużo
ludzi na lądzie, a w innej za mało miejsca, tamta znowu zajęta, bo przecież
sezon się zaczął. Wybór pada na piękną, spokojną, dużą zatokę, Ormos Kerasa.
Stoi tu już elegancki jacht motorowy, obsługa podaje państwu zimne napoje,
dzieci skaczą do wody, panie zażywają kąpieli słonecznej, sielanka. Opływamy
ztokę, pomysł jest taki, że zakotwiczymy nieopodal motorowego, bo on zapewne
wróci na noc do Mariny, ale nic z tego, wszędzie głęboko. Płyniemy do następnej
zatoki, przepełniona, nie zamierzamy się tłoczyć, przecież ma być "norka
samotnia". Czytamy przepowiednie: jutro zawieje, na wszelki wypadek trzeba być
na taką ewentualność przygotowanym, a nóż się sprawdzi - wracamy do Kerasy gdzie
jednak jest najwięcej miejsca. Teoretycznie, bo z uwagi na głębokość, jest to
miejsce nie do wzięcia. Jeszcze raz krążymy, szukamy. No i teraz uważajcie: dwie
myszy równe stopniem, więc demokratycznie trzeba podjąć konstruktywną decyzję.
Stawiamy na to, że motorówa po osiemnastej pójdzie do Mariny i zwolni się
najlepsza miejscówka na Ormos Kerasa, wobec czego rzucamy kotwicę na głębokiej
wodzie żeby przeczekać, pożywiamy się dopiero co przybyłym z Polski śledziem,
niestety pić jeszcze nie można, dopóki nie nabierze się pewności, że stojanka
jest bezpieczna. Kąpiel, kawka, godziny uciekają, pić się chce, motorówa soi.
Nagle, patrzymy, jeden się ruszył. No, cieszymy się, na pewno idzie do kotwicy!
Ten jednak rozejrzał się, podrapał, usiadł. Słonko coraz niżej, motorówa stoi.
Niechętnie zaczynamy rozważać plan B. Tu jest dobrze, podoba nam się bardzo,
tylko ta motorówa, cholera, zajęli jedyne miejsce w tej wielkiej zatoce. Zapewne
wiecie, że to miejsce, które zajmuje ktoś inny jest najlepsze, najfajniejsze i
jak uda się takie upolowac, to już się stąd nie ruszamy. A może jednak pójdą,
nie, no na pewno pójdą, takie Państwo nie będzie przecież na kotwicy stało! A
co, jeśli to jakiś wybryk natury?
Już po siódmej, dawno powinni się zwinąć, a oni nic! Nie ma mowy, żeby tak
stać na noc. Za głęboko, nie starczy łańcucha. No trudno, trzeba będzie się stąd
zwijać, ale szkoda, jaka szkoda, takie piękne miejsce. Tamci chyba jednak
zostaną, to niewiarygodne, ale cóż, na to wygląda.
Słonko wyłączyli o 20.00 , czas najwyższy poszukać innej norki na noc, pal
licho samotnię, byle było bezpiecznie. Niechętnie wyciągamy te kilometry
łańcucha, z żalem odpływamy, odwracamy się, żeby ostatni raz rzucić okiem, i
wtem! Motorówa rwie kotwicę! Myszy aż podskoczyły z radości! Jest! Jest
miejscówka! Norka-Samotnia. Duża, przestronna, bezpieczna. Zataczamy kółeczko i
ciach, kotwica w dół. Uff! Nareszcie będzie można się napić i obejrzeć w spokoju
Kapitana Corelli.
Antonio Ściana. Foto: M.J. Scott |
Wraz z Joanną, przybył do nas nowy członek rodziny.
Beżowo- brązowy, o pięknych, smutnych oczach, mały, pluszowy piesek. Jakie było
moje zdziwienie, gdy odkryłam dzisiaj jego dane osobowe! Nazywa się mianowicie:
Antonio Ściana. Antonio po Kapitanie Corellim, rzecz jasna, a Ściana? No cóż,
jak by Wam to wytłumaczyć? Powiem krótko: jeśli jakimś fatalnym zrządzeniem losu
nie widzieliście Wielkiej Krystyny Jandy w roli Shirley Valentine w teatrze
Polonia, kupcie sobie bilety natychmiast, najlepiej od razu na dwa, trzy
spektakle, bo za pierwszym razem nie zapamiętacie wszystkiego, a o bilety
trudno. Tam dowiecie się o ścianie wszystkiego i ubawicie się "po pachy", czego
życzą Wam,
Myszy: Maja i Joanna
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz