wtorek, 19 czerwca 2012

29.M.J.Scott - raport pokontrolny



Oczywiste jest, że raport pokontrolny powinna sporządzić Wydawnicza Mysz, ale co tam, niech każdy pisze za siebie. Pomyślałam, że jak będę pierwsza, to moje będzie na wierzchu. 
Kontrola Mariny  
Słuchajcie, dosłownie na nic nie było czasu! Przez calutki tydzień tylko dwa filmy i to tylko dlatego, że obowiązkowe jeśli ktoś nie widział, a bardzo tematyczne. "Kapitan Corelli" i "Moje wielkie, tłuste, greckie wesele". Niewiele, co? Tylko dwie partyjki Rummicub! Zero kart, gry w kości, sztuczek magicznych i innych temu podobnych, no nic. To spytacie, co robiłyśmy przez te wszystkie dni? Sama zadaję sobie to pytanie, i tak naprawdę, oto co robiłyśmy: kontrolowałyśmy! 


Przede wszystkim kontrola dotyczyła jakości wód w wielu różnych zatokach; jej temperatury, czystości, stopnia zasolenia, koloru - kupa roboty, a jeszcze kontrole nocne! Ponadto jakość greckiego jedzenia i picia, może nawet w odwrotnej kolejności, tez była sprawdzana z ogromną pieczołowitością i znawstwem koneserów. Naprawdę się przyłożyłyśmy, widać to teraz po naszych biodrach, ale co tam! Raz się żyje! 
Tavernom przydzielane były kolejne literki z "OTAGO", i tak jedna dostała nawet OTAG, najwyższa nota, nie szafowałyśmy za bardzo literkami, w końcu wszystkie pięć i tak zawsze otrzymywała kuchnia jachtowa! Poznaliście już moją wrodzoną skromność, prawda? Jedna restauracja dostała 0, nawet nie O, ale zero! Wyobraźcie sobie, że stoimy sobie na kotwicy, jakieś 150 metrów od knajpy, którą zresztą znam i oni znają mnie. Jak wiecie, nie mamy pontonu, dzwonię więc, żeby po nas przyjechali, bo dwie laski zamierzają u nich konsumować. Oczekujemy, że natychmiast będą się rzucać do czegoś co pływa, aby uczynić zadość naszemu życzeniu. I tu się myliłyśmy! Czy potraficie sobie wyobrazić, że ten biedaczek rozłożył ręce przez telefon i poinformował, że nie ma czym przypłynąć?! No to dostali za karę, bo wcale nie za jedzenie, zero, a my zjadłyśmy pyszną, czteroliterkową rybę u konkurencji, która wlot przejęła takie wyborne klientki.
O ostatnim meczu nie będę pisać, bo się zdenerwuję i mogłabym jeszcze stracić apetyt. Powiem tylko, że był oglądany, w dodatku z polskiej telewizji, a więc w ojczystym języku.

Nawadnianie organizmu.  foto M.J.Scott
W chwilach wolnych od kontroli, co jak wiadomo jest zajęciem trudnym i męczącym, bywały prawdziwie relaksujące momenty. Jak widać na zdjęciu, już od rana napoje chłodzące na desce, bardzo pilnowałyśmy żeby się nie odwodnić, bo wiemy od lekarza domowego, że to okropnie niezdrowo. Ćwiczenia na desce też były, a jakże, nawet odkryłyśmy, że w celu dbania o odpowiednie nawodnienie można na takiej desce dopłynąć do plażowego baru aby ugasić pragnienie. W tym celu należy posiadać, a ja posiadam a jakże, żółtą, tu kolor opcjonalny, ale teraz ważne: wodoodporną torebeczkę, którą można uwiązać do nogi lub zawiesić na szyi. Do takiej torebeczki wkładamy trochę Euro, papierosy i zapalniczkę, gdyby się przedłużyło z powodu na przykład fajnego towarzystwa (a zawsze można przecież trafić na niepalących), no i telefon, w razie jakby wasz Kot chciał was akurat skontrolować. 
OYA na desce. foto: M.J.Scott
Tak zaopatrzone wyruszałyśmy na deskową wycieczkę z nadzieją, że wiatr nie zmieni kierunku i będzie można wrócić. Ahoy przygodo!
No to teraz sami widzicie, że na nic nie było czasu!

Uważam kontrolę za zakończoną pozytywnie, zwłaszcza, że udało mi się pokazać, że to wszystko co piszę to najprawdziwsza prawda jest.




Pozdrawia Was pokontrolnie zmęczona

Maja Scott

C.d.n.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz