sobota, 23 czerwca 2012

31.M.J.Scott - Zatoka Lakka - kindersztuba



Lakka o świcie. foto: M.J.Scott


Zatoka Lakka na wyspie Paxoi to wyjątkowe miejsce. 
Dogodne warunki do kotwiczenia; zatoka jest w kształcie koła, na dnie piasek, który świetnie trzyma kotwicę, głębokość 5-2 metra, pomieści się tu około 40 jachtów, żadnych podwodnych niespodzianek, zresztą wszystko świetnie widać. Na końcu zatoki maleńki porcik z miejscami do cumowania, restauracje (uwaga: w sezonie ceny wzrastają trzykrotnie), bary, dwa sklepy spożywcze, jeden rzeźnik. Nie ma tu hoteli, letnicy mieszkają w prywatnych domach. W związku z brakiem hoteli nie ma również ŻADNYCH zabawek "zamotorówkowych" typu narty wodne, banany, koła, oraz skuterów. Możecie nam nie wierzyć, ale nawet komarów tu nie ma, bo zgodnie z naszymi przewidywaniami wszystkie zostały na Sivocie. No i bardzo ważne: cisza. Zero dyskotek, zero głośnej muzyki. Podejrzewam, że właśnie dla tych walorów żeglarze pragnący kontaktu z naturą i spokojnego wypoczynku tak ukochali sobie to miejsce. My też.
Wczoraj upolowaliśmy tu przepięknej urody miejscówkę; nie wadzimy nikomu, ani nam nikt nie przeszkadza, bowiem jesteśmy przywiązani do lądu. Tak mniej wiecej na tydzień. Na łódkach ludzie najrozmaitsi; są i starsi żeglarze, nawet jeszcze starsi od nas, są rodziny z dziećmi w różnym wieku, sporo młodzieży i załogi na charterach, wszyscy zachowują się naprawdę cicho. Nawet malutkie dzieci wcale nie ryczą.

Obok nas zwolniła się miejscówka po Niemcach. Sześciu mężczyzn i też spokojni, jak wszyscy, dostosowani. Ciekawe kto teraz będzie naszym sąsiadem?  Wszystkiego mogliśmy się spodziewać, ale......
Dwa wyczarterowane jachty zakotwiczyły na wolnym miejscu. Spodobało nam się, bo na jednym zauważyliśmy sześć dziewczyn, a na drugim sześciu chłopców. Wysnuliśmy teorię, że dziewczyny nie chciały sprzątać po chłopcach, ani im gotować, więc pływają sobie każdy na swoim, ale fajnie! Cała ta rozwrzeszczana banda natychmiast po zakotwiczeniu rzuciła się do wody wraz z nadmuchiwanymi delfinkami i innymi zabawkami. No,mają frajdę, widać dopiero co rozpoczęli charter, bo biali tacy, jak to Anglicy. Wszystko byłoby do zniesienia, gdyby nie to, że dzieciaki przed kąpielą nie zapomniały wrzucić swojego ulubionego CD do odtwarzacza, rozkręcając potencjometr głośności na max. Hałas nie do opisania. Kocia muzyka zmieszana z wrzaskami dzieciarni nie pozwalała skupić myśli na niczym. No ale żaden się nie odezwie. Żaden. Czuję, że długo tak nie wytrzymam i muszę w imieniu całej zatokowej Braci zwrócić dzieciakom uwagę, że może dobrze byłoby być more friendly z innymi żeglarzami, zostałam jednak zatrzymana przez Jurka, któremu ten pomysł zupełnie nie przypadł do gustu. Dobra, mogę nie robić afery, ale muzyki wolno chyba słuchać, nie? Wrzuciłam płytkę, akurat największe włoskie przeboje według Marka Sierockiego, na zewnętrzne głośniki. Oczywiście na maxa! A trzeba wam wiedziec, że mamy sprzęt i głośniki po byku, nie tam jekieś głośniczki na malutkim jachciku. Ryk poszedł taki, że miałam wrażenie graniczące z pewnością, że w Atenach też nas słyszą.  Angielska dzieciarnia pluszcząca się nieopodal naszego statku zamarła w bezruchu, zaczęłam się bać, że z tego ogromnego zdziwienia zapomną przebierać kończynami i się potopią. Wszystkie buźki zwrócone w moją stronę. Wtedy dumna jak pawica wyszłam na deck i na migi pokazałam, że moja muzyka głośniejsza, co oczywiście było zupełnie zbędne, bo dzieciaki już to załapały. 
Wiecie, raczej nie należę do osób złośliwych, pieniaczy ani rozczeniowych, ale czasem wejdzie w człowieka coś takiego, że musi, no musi koniecznie, bo inaczej się udusi. 
Kiedy młode otrząsnęły się z szoku, wróciły na swoje łódki i natychmiast nastała błoga cisza. 
Żadne z naszych dzieci nie znalazłoby się w takiej sytuacji. Dlaczego? Bo oni mieli w domu kindersztubę!
O czym informują Was
MiJ Scott





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz