Wycieczka pontonem do pobliskich zatok ujawniła nowe piękno tej wyspy,
Jurek nawet zupełnie zmienił o niej zdanie. Z całkiem niechętnego, objawiającego
się: "załatwiamy sprawy i spadamy", na "nigdzie stąd się nie ruszam".
Ay Stefanou. foto: M.J.Scott |
W sąsiedniej zatoczce, Ay Stefanou, kotwiczy kilka jachtów, nic dziwnego,
taverny jedna obok drugiej, świetnie zaopatrzony supermarket otwarty od rana do
wieczora, przyjazna atmosfera, kryształowa woda. Przy jedzeniu pomyśleliśmy
sobie, że po co właściwie gnać do rozpalonej upałem Kerkyry na mecz, przecież tu
na pewno też mają telewizor. Wiaterek od wody, blisko do domku, będzie można się
czegoś napić, no przecież muszą mieć TV! Zagajamy kelnera, oczywiście, że w
barze obok będzie oglądana transmisja, a on może nawet nam kibicować, jemu
wszystko jedno, on jest z Albanii. Zawsze to jeden kibic więcej. Przy okazji
dowiedzieliśmy się, że ten fragment Albanii, który stąd obserwujemy, a który w
poprzednim odcinku nazwaliśmy łysawym i surowym, właśnie taki ma być; dziki i
niezmieniony przez człowieka, ponieważ jest to Park Narodowy!
Dzika Albania. Park Narodowy. foto: M.J.Scott |
Po obiadku, pysznym zresztą, zachodzimy do baru. Rozglądamy się pobieżnie,
podchodzi ładna, miła dziewczyna, może usiądziemy, czego się napijemy? Dzisiaj
nie, odpowiadamy, ale jutro chcielibyśmy obejrzeć mecz. Jasne, mówi dziewczyna,
jutro jest rugby i footbal.
Polska - Grecja my na to, czy mają tu telewizor? Patrzy na nas jakoś
dziwnie, powtarzamy pytanie, no, gdzie będzie monitor? Ale konkretnie, o który
z siedmiu wam się rozchodzi? - ona do nas. Rozglądamy się ponownie, tym razem
uważniej, i rzeczywiście teraz widzimy siedem wielkich monitorów rozwieszonych
na wszystkich ścianach. Jurek, który zawsze lubi mieć rezerwację, pyta czy jest
taka możliwość, dziewczyna znowu obrzuca nas zdziwionym spojrzeniem. "My
jesteśmy z Polski, chcemy dobrze widzieć" - wyjaśnia Jurek. "O! Polacy, pewnie,
przychodźcie, będą dla was miejsca, będzie fajnie" - ucieszyła się kelnerka i w
te pędy pobiegła na zaplecze ogłaszając, że jutro na mecz przyjdą Polacy!
Odchodząc, usłyszeliśmy jeszcze entuzjaztyczne okrzyki dochodzące z poza baru.
Zapowiada się nieźle.
No, cóż, nie tego się spodziewaliśmy. O 18.45 czasu greckiego wchodzimy w
strojach narodowych: białe koszulki, czerwone spodenki. Bar pusty. Siedem
monitorów, każdy do wzięcia. Bierzemy jeden w posiadanie. I tak już zostało do
końca. Jedynie przy barze trzech smętnych Greków i barman bez wielkiego
entuzjazmu spoglądało czasem na ekran.
No taki dramat, a tu nic! Z tych nerwów zapłaciliśmy jak za zboże. Miało
być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Życzymy Wam dobrej nocy bez komarów.
MiJ Scott
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz