wtorek, 26 czerwca 2012

33.M.J.Scott - Przełom technologiczny


Kiedyś na morzu do komunikacji z innymi statkami, lub stacją na lądzie używało się VHF. Nasi mili, "lądowi" czytelnicy mogliby sobie na przykład wyobrazić Maję w czapce kapitańskiej jak wywołuje przez to urządzenie przyjaciół: Alan, Alan, Alan, tu Maja, Maja, Maja, o której na tego drinka?
Bardzo romantyczne. W rzeczywistości, Alan zażywając kąpieli krzyknął: Hej, George, six, ok?
Stare, dobre czasy, łza się kręci w oku. Dawniej, wypływając w długi rejs człowiek był zaopatrzony w przeróżne urządzenia, w razie jak by trzeba wezwać pomoc, a i tak bardziej doświadczeni Żeglarze radzili: "Stary, zapomnij o Coast Gard, szkoda czasu, jak masz problem na morzu, dzwoń przez satelitę do mamy, już ona będzie wiedziała co zrobić!" - tak było kiedyś. Dzisiaj jak masz problem, wrzucasz na facebooka: "Ludzie, tonę, co robić?"  i zaraz masz pełno dobrych rad. No cóż, znak czasu.
A tak na marginesie, na You Tube jest świetny kawałek na ten temat pod tytułem "German Coast Gard", polecamy gorąco.

Wczoraj wieczorem w naszych głowach również nastąpił przełom technologiczny. 
Byliśmy z rewizytą u Sue i Alana, o szóstej, jak już wiecie.
Discovery 55 bardzo ładny, solidny, wewnątrz dużo przestrzeni, chociaż nie sprawia takiego wrażenia. Porządna szkunerska robota, przemyślany projekt. Właściciele bardzo zadowoleni, weszli bowiem do innego świata przesiadając się z Beneteau.
Nie wiem, czy już pisałam, że stoimy obok siebie, bardzo obok siebie. Ponieważ rufy naszych statków przywiązane są do plaży, jachty stoją właściwie nieruchomo. Odległość między lewą burtą Discovery, a prawą naszej jednostki oceniam na jakieś 3,80 metra. Może to jest nudne, ale zaraz okaże się ważne.
Między kolejnymi drinkami odkryliśmy, że Alan posiada coś, co i my chcielibyśmy mieć. Mianowicie jedno bardzo piękne zdjęcie. Nic prostszego, prześle mailem! 
Nadszedł czas pożegnania (dzieci, przepraszamy, zaprosiliśmy naszych przyjaciół do Warszawy), wracamy do domku. Świetne są takie spotkania, można popić, pobawić się razem, pośmiać, ale potem każdy idzie do siebie.
Pokonanie odległości 3,80 metra oraz przyrządzenia czegoś do picia (trzeba jakoś zakończyć ten miły wieczór), nie trwa długo. Otwieramy nasze skrzynki (każdy swoją, rzecz jasna) i....."masz wiadomość". 
Mailer - daemon. Przestawiona jedna litera w nazwisku. 
Alan! - wołam sąsiada - popraw adres, bo nie doszło!  Poprawił. Doszło. A potem już poszło; od maila do maila dokończyliśmy naszą miłą pogawędkę via serwer Teksas albo Singapour, nie wiem dokładnie. 

Ale to nie koniec, w mojej skrzynce jest jeszcze jedna wiadomość! Kto mnie kocha? Kto o mnie myśli?
Nie uwierzycie! Alma-zakupy przez internet. Trzeba trafu, akurat potrzebuję mnóstwa różnych rzeczy, takich jak: musztarda sarepska, chrzan, chlebek razowy, koperek, a Alma w dodatku proponuje 324 nowe produkty! Jestem pewna, że wszystkie fantastyczne i absolutnie niezbędne. 
Na jaki adres mają dostarczyć, tu do Lakki, czy do Nidri? - zastanawiamy się. Gwarantują dostawę w 24 godziny, to chyba jednak do Lakki. Ale jak ich po drodze zatrzymają w Albanii - martwi się Jurek - to mogą nie uznać reklamacji na koperek, a przecież zwiędnie. Ciekawe jaki będzie rachunek - kombinujemy. Za zakupy, wiadomo 315 złotych, a za dostawę? Nie, powyżej 250 dostawa gratis - przypominamy sobie z ulgą.
Dopisz jeszcze kabanosy, i tak są suche, nic im się nie stanie!

A potem, z wirtualnego świata zaawansowanych technologii komunikacyjnych przenieśliśmy się do wirtualnego świata marzeń sennych. Zdecydowanie polecamy.

MiJ Scott

C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz