foto: M.J.Scott |
Najmilsi,
Nareszcie słonko! Barometr poszybował do 1015, wiatr 5B SW,
morze 4. Powierzchnia wody skrzy się srebrem w południowym słońcu, wokół
żaglówki mkną w przechyle, lekko zamglone wyspy uciekają jedna za drugą, a przed
nami Ithaca.
Jak dobrze jest znowu podróżować! To takie uspokajające, oglądać
wodę i lądy, które były tu przed nami i będą kiedy nas już nie będzie. Jakie
znaczenie mają różne drobiazgi, które czasem tak nam dokuczają, denerwują, ba,
nawet wyprowadzają z równowagi?
foto: M.J.Scott |
foto M.J.Scott |
Patrzymy na mapę i zastanawiamy się gdzie będzie najlepsza osłona od
tego wiatru; od strony wschodniej jest całe mnóstwo "Ormosów" (Ormos to zatoka),
a jakie ładne nazwy: Limani, Markenas, Limenia, Ay Nikolaos, no jest w czym
wybierać!
A tymczasem przegryzka podróżna w postaci zupki botwinkowej, bo
kto był przewidujący, ten ją rano uwarzył. A kto był przewidujący? Dobrze
kumacie - Maja! Wiatr osiągnął 6B, teraz fala powoduje bujawę, jeszcze nie
uniemożliwiającą gotowanie, ale już utrudniającą.
Dobrze żeśmy się
posilili, bo w pewnym momencie jak nie skoczy nam adrenalina! Charakterystyczny
dźwięk szybko rozwijającej się żyłki z bębenka wyrwał nas z rozmarzenia
natychmiast. Powiem wam, że człowiek w takich momentach głupieje, nie wiadomo co
robić!? Ja w strachu cała, bo już widzę, jak to monstrum, które się tam złapało
zaraz wyciągnie mi ślubnego za burtę i będę miała MOB (man over board). Tak na
marginesie; zawsze man, nigdy women! Zauważyliście? Dalej, powtarzać sobie
wszystkie czynności po kolei, aby czegoś nie pominąć, gdy tymczasem ślubny,
zapierając się, nakręca kilometry żyłki na bębenek, początkowo z dużym trudem,
potem łatwiej mu już idzie. Ha!, myślę, zwolniłam, to teraz ma lekuchno, ale
nie, gdzie tam, jakieś paprochy wyjął i tyle. Kiedyś nauczymy się wędkować! Na
pewno. Innym razem opowiemy Wam o naszych poprzednich doświadczeniach, żeby za
dużo wędkarstwa na jeden raz nie było.
foto: M.J.Scott |
Mapa, mapą, a jak co do czego, to
się zaczyna: tu za głęboko, tu domostwa za blisko, tam sąsiad już stoi, a to
znowu "rolly", no nie dogodzisz! Bardzo podobają nam się te malutkie porciki;
jedna lub dwie keje, za to taverny cztery. Ale nie mamy dziś nastroju na ląd,
szukamy "dziczyzny". Już dość długo szukamy przez to wybrzydzanie. Tymczasem
żaglówki zamieniły się w motorówki, no chyba że ktoś akurat ma bajdewind, ale to
rzadko, reszta wymięka.
Dziczyzna tu jest taka, że żadnej taverny nie ma, no to......nie uwierzycie!
Greckie pierogi po rusku, sklejone po polsku, pod francuską banderą. Na obrazku
porcja dla dwóch osób.
No, z tymi pierogami to przegrzałam zdecydowanie!
Wprawdzie mam maszynę, co robi ciasto, gorzej z odmierzaniem składników, bo jak
buja, to kiepsko waży, mam maszynę do wałkowania ciasta, ale wycinać muszę sama.
Ale najgorsze jest, jak ten farsz dla ułatwienia zrobię też w maszynie, to potem
się klei do paluchów i trudno to wszystko do kupy skleić. To wszystko nic,
najgorsze jest, że od wczoraj jest ograniczanie palenia, więc w takich
newralgicznych momentach, kiedy w połowie już wiecie, że ........,jeszcze
zapalić nie można. No to już pełny horror! No, dobra, stanęłam na wysokości
zadania i doprowadziłam sprawy do końca. Polecam ruskie z fetą, nie trzeba
dodawać soli.
Aha! I nie objadajcie się na noc (jak my).MiJ Scott
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz