sobota, 12 maja 2012

9. Grecja / Port Atheni - akcja nocna

Kochani,
Zaraz się dowiecie jak macie dobrze. 
No bo tak; w nocy, tak o drugiej powiedzmy to Wy sobie smacznie śpicie, a przynajmniej część z Was. My natomiast, robimy wtedy zwyczajowy "obchód".  Tzn., po odwiedzeniu toalety, wychodzimy na deck żeby się rozejrzeć czy wszystko gra. Czy wiatr się nie zmienił, czy kotwica trzyma, czy czego nie zwiało z pokładu, albo czy nie zakrada się jakiś potwór. (W zależności od fantazji lub poziomu cipuro we krwi można sprawdzać różne rzeczy). Tak więc tej nocy wychodzę sobie, niczego rewelacyjnego się nie spodziewam, no bo co tu może być? Aż tu patrzę i oczom nie wierzę: nie ma dinghy! ( pontonu). Nie wkładamy jej na noc na platformę z prostej przyczyny: najpierw idzie dinghy, potem deski, a deski przecież potrzebne są od rana, jak wiadomo. Cały ten sprzęt nocuje sobie na wodzie przywiązany do statku. Powtarzam przywiązany!  Ktoś, kto powinien porządnie umocować wczorajszego wieczoru nasz ponton zrobił to niechlujnie i ponton pa pa! Jak zapewne się domyślacie nie mogę wam powiedzieć kto owalił taką fuszerę, powiem tylko: to nie byłam ja. To na pewno jest wina Szkotów. Ale o tym za chwilę.
Stoję więc i się rozglądam. Noc nie była bardzo ciemna, ale też nie jasna, przecież już po pełni. Oczy wybałuszam; i nagle dostrzegam jakiś jasny obiekt przy brzegu. Przyglądam się, i z ulgą odkrywam że to mój ponton! No dobrze, ale co tu teraz zrobić? Woda jeszcze zimna, noc też upalna nie jest (jednak śpi się pod kołderką), a, myślę sobie, obudzę kapitana, w końcu załoga nie może takich ważkich decyzji sama podejmować. (Nie wiem czy wspominałam, że wymieniliśmy się kapitanowaniem, bo chyba moje godziny już się "wypływały"). Nawet przemknęło mi przez głowę, coś takiego, że go obudzę i pójdę spać, niech się martwi, w końcu od tego jest kapitanem, żeby na swoją klatę brać takie różne. No i wiecie co się stało? Nie było łatwo dobudzić, pewnie jakiś sen fajny miał. Ale wstał, no niezbyt szczęśliwy. Wyłazi, robi ogląd i: "No, to dygaj Mała na desce po ponton!" Pewnie, w końcu nie po to ma się załogę, żeby samemu narażać się na zimno i to jeszcze w nocy. Mówiłam Wam, że macie dobrze! A wszystko przez tych Szkotów.


Heather i Simon    foto:  M.J.Scott
Pamiętacie Heather i Simona z poprzedniego odcinka?

Otóż, kiedy byliśmy w tej Tavernie mocno  już zaprzyjaźnieni, po jakichś 15 minutach, zaprosiliśmy ich na drinka na statek. 

Tutaj malutka dygresja: dzieci, nie denerwujcie się, zaproszenie opiewało tylko na drinka, a nie na święta do Polski. I żeby Was zupełnie uspokoić, nie zaprosiliśmy do Polski również Spirosa, co byłoby znacznie gorsze, bo on przyjechałby zapewne ze swoją liczną rodziną. (wyjaśnienie: mamy zwyczaj zapraszać na święta do Polski przedstawicieli różnych nacji, a ponieważ niektórzy traktują takie zaproszenie zupełnie serio,nasze dzieci czy tego chcą, czy nie spędzają te rodzinne święta z naszymi przyjaciółmi. Z niektórymi nawet później dalej się przyjaźnimy).

Wracając do Szkotów. Akurat skończyliśmy mycie statku, patrzymy, a oni stoją na plaży i zaczynają się rozbierać. Naprawdę chcieli dopłynąć do nas wpław! No, dla nich to cieplutko tutaj jest bardzo! Przemili ludzie. (Też ich poznanie, zdjęcie w załączniku). Heather ma szpital dla koni. Przyjmuje takie niedomagające biedaki, a potem jak je wykuruje, szuka im nowego domku, a jak nie znajdzie, to konik zostaje u niej. Simon zajmuje się hodowlą krów (właściwie rogacizny) na najlepsze befsztyki na świecie, ponoć te steki argentyńskie mają się nijak do tych szkockich. My też o tym słyszeliśmy. W każdym razie, mamy zaproszenie, więc jak będziecie nalegać, polecimy do Szkocji popróbować specjalnie dla was. 
Nadeszła pora rozstania, goście wracali do hotelu, bo to lądowi ludzie są, więc kapitan podwiózł na plażę. Po powrocie tak się ta cała cumka od dinghy jakoś zaplątała czy coś, że z tego wynikła ta cała nocna afera. No i powiedzie, czy to nie Szkotów wina?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz