środa, 30 maja 2012

20. Sivota - o tęsknotach kulinarnych

Corfu w oddali.  foto: M.J.Scott
Chyba mózg mi się zawiesił z zimna, bo zupełnie zapomniałam wam napisać o najważniejszym!

Otóż, może wiecie, a może nie wiecie, taki żeglarz, jeśli wypuszcza się gdzieś trochę dalej, musi umieć różne rzeczy. Na przykład chleb. Trzeba upiec chleb, no chyba że ktoś może się obyć bez, lub suchą karmę wsuwa. Robiliśmy już jogurt, bo na wyspach Los Roques nie uświadczysz, w każdym razie wtedy. O wzajemnym strzyżeniu włosów, robieniu zastrzyków, szyciu ran nie wspominam, bo to oczywiste. Ale człowiek całe życie się uczy. Gdy jakiś smak jest niedostępny, bardzo go brakuje, oj bardzo!
Koperek - mrożony lub suszony to już nie to, a uprawiać jeszcze nie umiem, ale dojdziemy i do tego. Chrzanu też brakuje, różnych smaków się zachciewa, zwłaszcza tak z półtora tysiąca mil od sklepu.
I tu przechodzę do sedna. 

Kapusta kwaszona! Występuje w wielu krajach, na Antylach Holenderskich jak najbardziej, na Martynice trudniej, ale się upoluje. Ale są miejsca gdzie nie uświadczysz!
A od czego jest internet? Przecież nie po to calutki dzień biegaliśmy po urzędach, a wtedy jeszcze były upały, zostaliśmy rezydentami, zapłaciliśmy kupę kasy, żeby teraz nie korzystać!
Znalazłam wspaniały przepis na kwaszenie kapusty metodą domową. Spodobał mi się bardzo, bo wydaje się banalnie prosty i jak autorka informuje zabiera jej to 10 minut. Ja takie krótkie, a treściwe przepisy bardzo lubię. No więc pierwsze kroki na lądzie skierowaliśmy do stosownego sklepu w celu nabycia kapusty białej, co się świetnie udało, nawet zważyłam ją sobie, żeby wiedzieć ile soli użyć, bo to od wagi zależy oczywiście.
Pierwszy punkt przepisu poszedł nieźle, już nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wrócimy do domku i te 10 minut poświęcę żeby już za trzy dni mieć tę wspaniałą, wyborną kwaszoną kapustkę, bez której, teraz już wiem na pewno, życie jest, co tu kryć, do bani.
Przygotowałam więc dwa duże słoiki szklane, bo w przepisie jest, że można nimi zastąpić garnek kamienny jak ktoś nie ma. Ja akurat nie mam. Odwalam te brzydkie, zewnętrzne liście, wszystko jak w przepisie, biorę tarkę i......nic w przepisie o tym nie ma, ale moja tarka po prostu tej kapusty nie bierze! Zazwyczaj kroję kapustę nożem, ale wiem że do kwaszenia musi być bardzo drobniutko poszatkowana, ostrzę więc nóż i jazda. Nudzi mi się już po pierwszych 10 minutach, a do końca jeszcze ho, ho! Ale jak się coś zaczęło, trzeba skończyć. Może jest tego warta? (Ta kwaszona) Pocieszam się. Po 40 minutach miałam już surowiec. Jeszcze tylko trochę marchewki, przyprawy, sól i do słoików. W kuchni dookoła pełno paprochów, to jeszcze tylko kilkanaście minut sprzątania (o tym też w przepisie nie było), i gotowe!
Teraz czekam trzy dni, a potem wszystko wam opowiem, oczywiście jeśli wcześniej fala nie wywali mi tych słoików, bo nie mogą być zamknięte, kapusta ma być przyciśnięta. To jest.

Sivota - miejscówka na dziś.  foto: M.J.Scott

My tu gadu, gadu, a tymczasem dotarliśmy do pięknej wyspy Sivota (39 24'.185N, 020 13'.405E),
gdzie zauważyliśmy, są nasi! Kilku deskarzy wiosłuje sobie najspokojniej na świecie, bo trzeba Wam wiedzieć, że na Sivocie pogoda jest całkiem przyjemna. Wobec czego, niebawem do nich dołączymy. A miejscówkę to taką znaleźliśmy, że czujemy się jak w środku bezludnej pocztówki!
Teraz będziemy kontemplować. Czego i Wam życzymy.

MiJ Scott

C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz