wtorek, 1 maja 2012

3. Grecja / Levkas - kurs na Meganisi


M.J.Scott

Z nowości: deska, deskowanie, na deskę, o desce, z deska, itp. itd. Dostaliśmy już lekkiego świra, jak przejdzie w mocnego to pewnie przestaniemy jeść i pić bo nie będzie kiedy. Na razie deskujemy rano i pod wieczór, kiedy nie ma wiatru. Woda już nadaje sie do kąpieli, jest przyjemnie chłodna. Wczoraj sprawdzalismy, no ale z drugiej strony, wypijcie pól flaszki grappy, a każda woda będzie ciepła!
Na desce idzie nam coraz lepiej, za kazdym razem wybieramy dalsze cele, zabawa super, miła gimnastyka, wcale nie męczaca. A jakby co, zawsze można sobie na niej posiedzieć, lub polezec. Dla moich koleżanek, które mnie odwiedza będzie to zapewne ulubione miejsce do opalania! Decha jest duża, a więc stabilna, wygodna, ma powierzchnie przeciwposlizgowa i bardzo komfortowo można przekrecac sie z brzuszka na plecki i odwrotnie. Zimne drinki odstawiamy na platformę (w zasięgu ręki, tak żeby sie nie przemeczyc).

Siniaki po podróży przeszły w fazę żółta, a pozimowo-poladowy trupi kolorek na naszych obliczach zaczyna zmieniać sie na przyjemny złoty. Zaczęliśmy sie zastanawiać czy pobijemy tu rekord naszego stania w jednym miejscu (poprzedni przypadł na zatoke o nazwie Abra, na Maderze (21 dni), ale tam była tylko jedna zatoka, zreszta bardzo piękna, położona w środku Parku Narodowego). No więc nie pobijemy tego rekordu. Gdyby nie to, ze jutro musimy wybrać sie do Levkady, głównego city na wyspie, pewnie już dziś zmienilibysmy miejsce postoju na takie z przezroczysta woda, bo zrobiło sie naprawdę ciepło, pewnie podobnie jak w Polsce. Do Levkady wybieramy sie samochodem, bo mamy marinowstret, a tam nie ma gdzie kotwiczyc. Musimy koniecznie kupić tzw. Transit log, takie coś, co każda łódka z obca bandera posiadać musi, a co chyba w założeniu ma ułatwiać tutejszym służbom morskim kontrole ruchu statków. Ponoć należy to podbijac w każdym porcie, w praktyce jednak, jak dowiedzieliśmy sie od stałych bywalców, gdy podplywa Policja Morska, prosi o transit log i sama sobie to podbija. To w porzo.
Natychmiast po powrocie z Levkady wybieramy sie na Meganisi (38 39'. 433N , 020 46'. 644E), która na mapie z lotu ptaka od północno - wschodniej strony wyglada jak misternie udziergana koroneczka z kordonka, jakie robiła na szydelku Babcia Krysia. Pełna jest zatok, zatoczek, rożnych zakamarków i dziurek. Wyglada, ze musi być wybornie! A jak jest naprawdę doniesiemy wkrótce.

Dla tych z was, którzy są mniej oplywani, bądź w ogóle ladowi, donosze, ze różnica miedzy Francja i Włochami (znowu przepraszam nasza włoska kuzynke), a Chorwcja i Grecja polega na podejściu do uprawiania jachtingu. W tych dwóch pierwszych, owszem, można zrobić wycieczkę statkiem, ale potem wraca sie do mariny, wsiadła w samochód i jedzie do knajpy. Nie ma więc potrzeby organizowania takich knajp, które dostępne byłyby dla tych co mieszkają na lodkach, o sklepach nie wspominając. W niektórych miejscach nawet nie ma jak dobić do ladu, żadnej kei, pomostu, nic. W Grecji natomiast i w Chorwcji tak samo świat kręci sie wokół ludzi z morza, tych co na stałe i charterow. Nawet jeśli wokół nie ma totalnie nic, zawsze jakaś taverna będzie czekać na głodnych i spragnionych żeglarzy. Spragnionych nie tylko wina czy ouzo, ale tez towarzystwa, muzyki, zabawy. Zadbano oczywiście o to żeby było gdzie zaczepic ponton, lub wręcz zacumowac na noc do kei. Sklepy spozywcze oferuja bezplatna dostawe zakupionych towarow na statek. No i to jest życie! Poza tym, to co rzuca sie w oczy w Grecji jest naprawdę schludnie i czysto, w przeciwieństwie do Włoch. (no trudno, nasza włoska kuzynka musi nam wybaczyć, być może nasza opinia jest odosobniona, ale niestety nie sadze).
Z żeglarskim pozdrowieniem Maja i Jurek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz